Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

18.09.2019

Rozdział XXIX. Uwięziona

    Ciara zdawała sobie sprawę, że znajduje się w bardzo niekorzystnej sytuacji. Otaczało ją dwanaście osób, z których jedna widziała jej moc, a cała reszta uparcie wierzyła, że jest czarownicą. Zaprzeczanie nie przynosiło rezultatów, ale nie zamierzała się przyznawać. A już na pewno nie mogła użyć magii. Pewnym pocieszeniem był fakt, że nie chcieli jej skrzywdzić. Jak długo mogli ją przetrzymywać? Owa komisja, której miała się ujawnić, przyjeżdżała jutro, potem będą musieli ją wypuścić. No dobrze. W takim razie zostanie i poczeka na odpowiednią okazję.
    Westchnęła i przebiegła wzrokiem po zebranych. Ujrzała pełne zaciekawienia i fascynacji spojrzenia, ale jeden z mężczyzn patrzył na nią z wyraźną niechęcią. Cofnęła się.
    - Naprawdę zamierzacie trzymać mnie tu przez całą noc? - Założyła ręce i spojrzała na Davida. To on był ich przewodniczącym, jego głos musiał być decydujący.
    - W każdej chwili możesz stąd wyjść – odezwał się Hamilton. - Wystarczy, że użyjesz magii.
    - Wolałabym po prostu zejść po schodach. Albo windą. - Patrzyła na niego ze złością. - Chyba że jestem waszym więźniem.
    - Naszym gościem – poprawiła pospieszenie Laura i objęła ją ramieniem. - Mamy dla ciebie pokój, jutro z samego rana pokażesz komisji parę sztuczek, w zamian dostaniesz bilet do domu i wszyscy będą zadowoleni. - Skierowała ją w stronę korytarza. Czarownica przez chwilę rozważała protest i pozostanie tam, gdzie stała, ale biorąc pod uwagę, że ci pomyleńcy mieli znaczącą przewagę liczebną, zapewne i tak zostałaby uniesiona i przetransportowana do wybranego przez nich pokoju. Wolała nie ryzykować. Niechętnie ruszyła za nimi.
    Jeden z mężczyzn otworzył szeroko drzwi. Ciara zdziwiła się, widząc pokój z łóżkiem, szafką nocną i zasłonami. Na podłodze rozłożono niewielki dywanik. Po drugiej stronie stał okrągły stolik przykryty białym obrusem, a przy nim trzy krzesła.
    - Łóżko jest podobno bardzo wygodne, wyśpisz się – powiedziała Laura, wchodząc do pokoju. Ciara zatrzymała się na progu i odwróciła do Davida.
    - Wiesz, że to porwanie? Przetrzymujecie mnie wbrew mojej woli. Jeszcze możecie mnie wypuścić i zapomnimy o całej sprawie. Inaczej będę musiała pójść na policję.
    - Jesteś nielegalną emigrantką, pewnie nie masz też właściwych dokumentów – odezwał się Tom. - Nie pójdziesz na policję, bo sama będziesz miała kłopoty.
    - Po prostu to przemyśl – dodała Kate, poprawiając okulary. - Wszyscy na tym skorzystamy.
    - Nie mogę zrobić tego, czego ode mnie żądacie – odparła Ciara, przyglądając się grupie. Oprócz Laury i Kate była jeszcze jedna kobieta, pozostali to mężczyźni. Owszem, mogła ich pokonać. Miała wystarczająco dużo magii, by odwrócić ich uwagę i spróbować uciec. I może, gdyby to były dwie, trzy osoby, tak by zrobiła. Ale ujawnić się przed całą grupą? Nie, lepiej poczekać, aż zostanie sama i wtedy coś kombinować.
    - Mam nadzieję, że przez noc zmienisz zdanie – zapowiedział David i skinął na Kate. Weszli do środka za Ciarą i zamknęli drzwi. Reszta grupy została na korytarzu. Czarownica odsunęła się zaskoczona.
    - Co zamierzacie? - Popatrzyła na nich podejrzliwie.
    - Przekonać cię. - Kate skinęła w stronę krzesła, ale Ciara pokręciła głową i założyła ręce na piersiach.
    - Nie możecie mnie przekonać do zrobienia czegoś, czego nie potrafię.
    - Owszem, potrafisz. - Hamilton rozsiadł się na krześle. Kate po namyśle postanowiła nie siadać, skoro Ciara nadal stała. Oparła się lekko biodrem o stolik.
    - Opowiem ci moją historię. Jestem bibliotekarką. Przez całe swoje życie marzyłam o tym, by to, o czym czytam, stało się rzeczywistością. Byłam pewna, że te wszystkie magiczne istoty nie mogą być wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. I miałam rację! Czarownice istnieją. Magia istnieje. Inny świat, ten spoza naszej rzeczywistości, też musi istnieć. Chcę go odkryć. Zbadać. Przeżyć coś niezwykłego, co sprawi, że moje szare, nudne życie nabierze kolorów. Do tej pory miałam to tylko dzięki książkom. Teraz... mam szansę na coś więcej. - Zamilkła. Ciara wpatrywała się w nią z konsternacją.
    - W takim razie... życzę ci powodzenia w osiąganiu celów. Ale nadal nie wiem, co to ma wspólnego ze mną...
    - Cóż, praca bibliotekarki nie jest na tyle zyskowna, bym mogła sama siebie finansować. Towarzystwo Zjawisk Paranormalnych dało mi szansę na realizację marzeń. Od ciebie zależy, czy będziemy mieć finanse na dalsze badania. Proszę, pomóż nam.
    Blondwłosa czarownica westchnęła i pokręciła głową.
    - Przykro mi, ale nie mogę.
    Kate chciała powiedzieć coś jeszcze, ale David uniósł dłoń.
    - Wystarczy. Zawołaj Jacka.
    - Liczę, że to przemyślisz – zwróciła się jeszcze do niej Kate i wyszła. - Jack, jesteś następny – zwróciła się do kogoś na korytarzu. W drzwiach stanął wysoki, rudowłosy mężczyzna, wyglądający na nie więcej niż dwadzieścia lat. Ciara westchnęła i postanowiła jednak usiąść na krześle.
    - To będzie długa noc – mruknęła z rezygnacją.

    Nie znalazł jej. Szukał po całym mieście, objechał chyba calutkie LA, wszystkie możliwe zakątki, dzwonił do kilku osób, które znały lub widziały Ciarę i kiedy zastał go wieczór, wrócił do domu w nadziei, że może wróciła. Niestety, nie było ani Ciary, ani nawet jej kota. Przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Czekać? Było już późno, a na myśl, że jego mała czarownica błąka się gdzieś tam sama po ulicach wielkiego miasta albo wpadła w jakieś tarapaty, chwycił ponownie kluczyki. Tylko gdzie jej szukać? Nie miał już pomysłu, dokąd mogła pójść. Jak mógł pozwolić wyjść jej samej? Gdyby wiedział, że jeden pocałunek może tyle namieszać...
    Skierował się do drzwi, ale jego uwagę zwróciło znajome miauknięcie. Obejrzał się na kota, który siedział na środku pokoju i miauczał przeraźliwie.
    - Szkoda, że nie jesteś psem tropiącym, pomógłbyś mi odszukać swoją panią – mruknął Ian. Farmazon prychnął głośno i pobiegł do kuchni. Ian westchnął z rezygnacją.
    - Pewnie jesteś głodny. - Poszedł za nim, wyjął z lodówki kilka plastrów kiełbasy i rzucił mu do miski. - Masz, jedz. Ciara w końcu do nas wróci, prawda? Jeśli nie do mnie, to przynajmniej do ciebie.
    Farmazon zabrał się za posiłek. Ian usiadł przy stole i przyglądał mu się przez chwilę.
    - Najgorsze jest to, że musiało się coś stać. Ciara nie jest typem kobiety, która wychodzi i już nie wraca. Martwię się o nią.
    Farmazon mruknął, jakby chciał powiedzieć: ja też.
    - A jeśli ktoś ją uprowadził? Nie mogę iść na policję, bo nie ma żadnych dokumentów, zresztą wątpię, by ją znaleźli. Powinienem od razu za nią wybiec, dogonić, powstrzymać... - Pokręcił głową. Kocur skończył jeść i skoczył na kolana mężczyzny. Ian wyciągnął dłoń i przeciągnął po jego czarnej sierści. - Podobno koty chodzą własnymi drogami i tak dalej. Może ty prędzej ją odnajdziesz? - Spojrzał na zwierzę i nagle nabrał ochoty, by stuknąć się w czoło. Prosił kota, by odnalazł jego przyjaciółkę? Oszalał? Z drugiej strony, kto wie, Farmazon był przecież kotem czarownicy...
    Kocur zeskoczył z jego kolan i skierował się do drzwi, miaucząc przeraźliwie.
    - No dobra, albo mi już całkiem odbiło, albo rozumiesz, co powiedziałem i biegniesz jej szukać. Też tak zrobię. - Zgarnął kluczyki, otworzył drzwi, a zwierzę wyszło i pobiegło w stronę otwartego okna na korytarzu. Już po chwili nie było go widać. Ian westchnął i utkwił spojrzenie w drzwiach naprzeciwko.
    - No jasne! Judy! Przecież ostatnio Ciara zatrzymała się właśnie u niej. Jak mogłem wcześniej o tym nie pomyśleć?
    Podszedł i zadzwonił do drzwi. Po chwili otworzyła mu dziewczyna w piżamie w niebieskie misie. Włosy, zwykle ciasno spięte, spływały jej luźno na ramiona, nie miała też okularów. W pierwszej chwili Ian zawahał się, czy na pewno stoi przed nim Judy. W rozpuszczonych włosach wyglądała... inaczej. Wręcz interesująco.
    - Witaj Judy, widziałaś może Ciarę? Wyszła jakiś czas temu i nie mogę jej znaleźć.
    Szatynka zamrugała, zarumieniła się i pokręciła głową.
    - Nie, nie widziałam... - Zerknęła speszona na swoją piżamę. - Przepraszam za strój, zwykle nie kładę się tak wcześnie...
    - Wcześnie? Już chyba dość późno. - Westchnął. - No nic. Jakbyś zobaczyła Ciarę, to powiedz jej, że się martwię. Dzięki. - Odwrócił się.
    - Czekaj! - zawołała za nim Judy. - Mówisz, że wyszła i nie wróciła?
    - Tak, dokładnie. - Zatrzymał się. - Trochę się... posprzeczaliśmy. Ale nie na tyle, by miała nie wrócić na noc. - Spojrzał na nią uważniej. - Może wiesz, gdzie mogła pójść?
    Judy westchnęła. Nie mogła rzucać oskarżeń, póki się nie upewni, że ma rację. Najpierw musiała porozmawiać z Davidem.
    - Zaczekaj. To znaczy, wejdź – poprawiła się pospiesznie i wpuściła go do środka. Jak dobrze, że lubiła porządek, dzięki temu nie musiała się obawiać niespodziewanych wizyt przystojnych mężczyzn późnymi wieczorami. Nie żeby często jej się to zdarzało. Właściwie to bardzo rzadko. Szkoda tylko, że już zdążyła się przebrać w piżamę. I nawet nie spięła włosów. Z drugiej strony, czym się właściwe martwiła? I tak nie była w jego typie.
    Toby oczywiście już nie spał i od razu rzucił się w stronę Iana. Mężczyzna usiadł i podrapał go po karku, przemawiając do niego przyjaźnie. Judy wyszła z pokoju i zadzwoniła do Davida.
    Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty... potem zadzwoniła drugi raz i kolejny. Stała przez chwilę z komórką w ręku, niepewna, co powinna zrobić. Z jednej strony, nie miała pewności, czy to on. Ale z drugiej, Hamilton zawsze odbierał jej telefony.
    Wróciła do Iana i usiadła naprzeciwko niego.
    - Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że wiem, gdzie ona może być.

    - A więc to tutaj mieszka twój brat. - Shane spojrzał na blok, niewyróżniający się wśród innych. W przeciwieństwie do Ciunas, gdzie każdy dom był charakterystyczny i swoim wyglądem wręcz zachęcał do wstąpienia do sąsiada na pogawędkę, tutaj wszystkie wydawały się takie same i bezosobowe.
    - Tak. Dawno mnie tu nie było. Oby się nie wyprowadził. - Weszli do budynku i wjechali na piąte piętro. Melissa zatrzymała się przed drzwiami, zawahała na chwilę, po czym zapukała głośno. Odpowiedziała jej cisza. Zapukała po raz kolejny, w końcu ostrożnie nacisnęła klamkę. - Otwarte – zdziwiła się.
    Weszła do środka, Shane za nią. Rozejrzała się po mieszkaniu.
    - Niewiele się zmieniło. Nawet nie zrobił przemeblowania. O, nadal wiszą moje zasłony – ucieszyła się, wskazując na okno. Przeszła do kuchni, przejrzała zawartość szafek, zerknęła nawet do lodówki. Zdziwiła ją miseczka na podłodze. - Chyba ma jakieś zwierzę. Stawiałabym na kota, ale Ian przecież nie lubi kotów. - Pokręciła głową.
    - Jak można nie lubić kotów? - zdumiał się Shane.
    - Nie mam pojęcia, ja je uwielbiam. Ale Iana zawsze irytowały, wolał psy. - Zerknęła do pokoju i zatrzymała się zaskoczona. Przy ścianie stało składane łóżko. Natomiast w szafie znalazła oddzielną półkę, na której leżały równiutko poskładane ubrania. Damskie ubrania. - Oho. Zdaje się, że nie mieszka sam. I chyba ktoś pożyczał sobie moje rzeczy – zauważyła.
    - Myślisz, że się ożenił? - Shane oparł się o stolik.
    - Co? Nie, skąd. Na pewno nie. Nie ma żadnych wspólnych zdjęć, poza tym składane łóżko sugeruje, że nie sypiają razem. Albo się pokłócili. - Rozejrzała się ponownie. - Ale muszę przyznać, że ma rękę do kwiatów. Ian w życiu by nie wyhodował takich roślin.
    - To tak jak moja Ciara, uwielbia rośliny – westchnął Shane. - Ciekawe, czemu nie ma nikogo w domu o tej porze?
    - Może wyszli na dyskotekę. I w pośpiechu zapomnieli zamknąć drzwi.
    - Poczekamy na nich? - Shane zerknął na Mel. Zastanawiała się przez chwilę.
    - Jeśli są w klubie, mogą wrócić dopiero nad ranem. - Usiadła na łóżku. - Myślę, że powinniśmy zostawić im wiadomość, żeby do nas zadzwonili. A tymczasem powinniśmy wrócić do hotelu. Wyśpimy się, a jutro z samego rana pójdziemy do kwiaciarni i może w końcu uda nam się ustalić, gdzie przebywają twoja dziewczyna i przyjaciółka. - Wstała i ruszyła na poszukiwanie kartki i długopisu.

    Ciara z ulgą przyjęła nadejście ostatniego członka Towarzystwa. Na stole stała taca z kolacją, której nawet nie tknęła. Trudno o apetyt, gdy wysłuchuje się próśb dwunastu fanatyków, którzy opowiadają, jakie to ciężkie mieli życie, aż tu raptem trafili do tej wspaniałej organizacji, dzięki której zyskali nadzieję na nowe jutro. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie dostali jakiegoś schematu tych zwierzeń i każdy miał po prostu dopasować do niego swoją historię? A może to był jakiś rodzaj psychicznej tortury, która miała ją złamać i spowodować, że zgodzi się na wszystko? Jeśli tak, to byli bardzo okrutni. Ciara westchnęła i wypiła całą szklankę soku.
    David bez słowa ją uzupełnił.
    Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na ostatniego mężczyznę. To ten, w którego oczach dostrzegła niechęć. A może tylko jej się wydawało? Tym razem wyglądał całkiem przyjaźnie.
    - Erwin – przedstawił się krótko i usiadł naprzeciwko niej. - Jesteś Irlandką, prawda?
    Skinęła głową.
    - Z jakiej części Irlandii pochodzisz?
    - Czemu o to pytasz? - zdziwiła się Ciara. - Nie powinieneś mnie przekonywać do zrobienia czegoś, czego nie jestem w stanie zrobić? - Uniosła brwi. Mężczyzna pokręcił głową.
    - Chyba dojść już się o tym nasłuchałaś. Chcę po prostu porozmawiać.
    Czarownica przyjrzała się Erwinowi. Było w nim coś niepokojącego. Pozostali wydawali jej się tak samo zaangażowani i wpatrywali się w nią z błagalnymi minami. Erwin po prostu jej się przyglądał.
    - No dobrze, porozmawiajmy – westchnęła Ciara z rezygnacją. Mężczyzna uśmiechnął się.
    - Zawsze chciałem pojechać do Irlandii. Podobno jest tam bardzo zielono?
    - Można tak powiedzieć.
    - Jest tam cicho, spokojnie, czy mieszkasz gdzieś pośród wielkiego miasta?
    Czarownica zawahała się.
    - Nie sądzę, by jakiekolwiek miasto w Irlandii było takie, jak Los Angeles – odparła wymijająco.
    - Założę się, że mieszkasz gdzieś na prowincji w niewielkim domku z gankiem. I na pewno masz kota.
    - Kotkę – poprawiła odruchowo. - Ma na imię Rossie. - To chyba mogła mu powiedzieć?
    - Uwielbiam koty. Jakiej rasy jest twoja kotka?
    - Syberyjskiej. Ale mam jeszcze Farmazona – dodała. - Przygarnęłam go niedawno. A ty?
    - Ja mam ragdolla. - Erwin rozsiadł się wygodniej i już po chwili dyskutowali w najlepsze o kotach.
    Ponad kwadrans później David, który siedział w milczeniu z nieodgadnionym wyrazem twarzy, podniósł się i dał znak Erwinowi. Mężczyzna wstał i skinął głową w stronę dziewczyny.
    - Miło mi się z tobą rozmawiało, Ciaro, ale muszę już iść. Przyjdę jutro, może uda mi się przemycić Flippa.
    - Ale przecież on jest bardzo duży. - Czarownica również wstała. - Jak go tutaj przyniesiesz?
    - Coś wymyślę. - Mrugnął do niej. - Do jutra.
    Kiedy wyszedł i Ciara została sama z Davidem, przypomniała sobie, czemu tu jest. W rozmowie z Erwinem jakoś zapomniała, że jest więźniem.
    Westchnęła i popatrzyła na Hamiltona, który stał przez chwilę bez słowa.
    - Wypuść mnie, to głupie, żebyś mnie tutaj zamykał.
    - Bo użyjesz magii i szybko się stąd wydostaniesz? - zapytał mężczyzna podejrzanie głośno, przy czym odsunął się o krok, jakby czekał, że to właśnie zrobi. Ciara prychnęła.
     - Nie możesz mnie tu przetrzymywać, tak nie wolno! Skąd pomysł, że po spędzeniu nocy w tym miejscu stanę przed tymi ludźmi i... i nawet nie wiem, co miałabym zrobić. Zaufałam ci, Davidzie. - Podeszła bliżej. - Zaufałam i opowiedziałam o sobie, swoim życiu, a ty w zamian... podstępem przywiozłeś mnie tutaj i przetrzymujesz. Jak możesz?
    - Ciaro, lubię cię i zapewniam, że nic ci nie grozi z naszej strony. Po prostu... potrzebujemy cię bardziej, niż ci się wydaje. - Wycofał się w stronę drzwi. - Łazienkę masz na korytarzu, Laura cię tam zaprowadzi, będzie czekać pod drzwiami. Możesz się tam przebrać i odświeżyć. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz wyjść. Musisz tylko użyć magii. Możesz też zostać i udowodnić komisji, że powinni nas finansować. Dobranoc. - Po tych słowach wyszedł. Dziewczyna usłyszała, że mówi coś do kogoś na korytarzu. Na pewno będą jej pilnować. Zacisnęła dłonie.
    Liczyli na to, że użyje magii. Mieli ją za idiotkę? Na pewno ją obserwowali. Rozejrzała się uważnie. W końcu dostrzegła maleńką, migającą lampkę tuż pod sufitem. Druga znajdowała się pod parapetem, a po kilkunastu minutach znalazła kolejną. Pod stolikiem. Wystawała odrobinę, najwyraźniej śledząc każdy jej ruch.
    Usiadła na łóżku, zła na swoją naiwność. Po co wsiadała do tego samochodu? Teraz musiała stawić czoła tym szurniętym ludziom. Co mogła zrobić? Jeśli zostanie, jutro zaprowadzą ją do wspomnianej komisji i każą użyć magii. Czego oczywiście nie zrobi, zatem będzie mogła wrócić do mieszkania Iana. Teoretycznie. Ale czy po tym, jak skompromituje całe Towarzystwo, tak po prostu pozwolą jej odejść? Ciara nie miała pojęcia, czego można się było po nich spodziewać.
    Z drugiej strony, jeśli użyje magii, mogą wykorzystać to przeciwko niej. Ba, na pewno tak zrobią. Ian wytłumaczył jej, jak działa telewizja i wspominał o urządzeniach, które nagrywają każdy ruch. Oznaczało to, że przez cały czas na nią patrzyli. Skrzywiła się na tę myśl. I tak by nie zasnęła w takich warunkach. Może jednak mogłaby spróbować ucieczki bez ujawniania się? Podeszła do okna i spojrzała w dół. Trzy piętra to dość wysoko, na tyle, by nie można było normalnie zeskoczyć. A po ścianie przecież nie zejdzie. Choć, z drugiej strony... Otworzyła okno. O dziwo, nie było zamknięte. Przyjrzała się ziemi pod sobą. Rosła tam trawa. Mnóstwo trawy. A ze względu na późną porę dnia, nikogo nie było w pobliżu. Słońce kryło się już za horyzontem, ludzie pracujący w biurowcu skończyli pracę i wrócili do domu. Z wyjątkiem tych szaleńców z Towarzystwa Zjawisk Paranormalnych.
    Problem w tym, że musiałaby użyć dużej ilości mocy. Gdyby wyczerpała zbyt wiele, mogłoby jej zabraknąć na dalszą ucieczkę. Poza tym, musiała to zrobić tak, by z pokoju nie było niczego widać. O ile na zewnątrz nie było tych dziwnych urządzeń obserwujących. Tego nie była już w stanie sprawdzić. Co robić? Zaryzykować?
    Usiadła na parapecie i oparła czoło o szybę, rozmyślając nad planem ucieczki, gdy usłyszała znajome miauczenie i na parapet wskoczył kot, niemal cały czarny, z kilkoma białymi plamami na grzbiecie i lewym uchu.

    Ian uważnie wysłuchał opowieści Judy i coś mu w tym wszystkim nie pasowało.
    - Czyli... nie wiesz, czego Hamilton chciał od Ciary?
    Dziewczyna zawahała się na chwilę. Nie mogła przecież powiedzieć Ianowi całej prawdy. Jeśli wydałoby się, że to przez nią czarownica została porwana, że mogła temu zapobiec, a jednak nic nie zrobiła, mężczyzna jej marzeń nigdy więcej by się do niej nie odezwał.
    - David był nią zafascynowany. On... czasem wygaduje dziwne rzeczy. Ale nie jest groźny. Jeśli Ciara naprawdę jest z nim, nic jej nie będzie. Znam go ze studiów, jest w porządku, choć może wydawać się trochę dziwny. Myślę, że powinniśmy do niego pojechać. - Wstała i przypomniała sobie, że wciąż ma na sobie piżamę. - Tylko się przebiorę.
    - W takim razie ja jeszcze wpadnę do siebie i zostawię Ciarze kartkę na wypadek, gdyby wróciła. - Ian również wstał. Uznał, że Hamilton był właściwym tropem. To, że Judy znała tego mężczyznę, nieco go uspokoiło. Może faktycznie nie musiał się martwić o Ciarę. Mimo wszystko miał zamiar tam pojechać i upewnić się, że czarownicy nic nie jest.
    - Będę gotowa za pięć minut. - Judy pomknęła do szafy.
    Pospiesznie wybrała jasną bluzkę i dżinsy. Kiedy Ian wyszedł, pobiegła do łazienki, przebrała się i spięła włosy na karku. Nie miała czasu na żadne fryzury. Za chwilę wróci Ian i pójdą razem szukać małej czarownicy, którą najprawdopodobniej porwali członkowie Towarzystwa Zjawisk Paranormalnych. Brzmiało to trochę przerażająco, ale przecież David nie zrobiłby krzywdy Ciarze. Może i zachowywał się czasem nieracjonalnie, jednak nie skrzywdziłby muchy.
    Przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu. Może powinna na tę okazję założyć szkła kontaktowe? Nie, od dawna ich nie używała, nawet nie pamiętała, gdzie leżą. Trudno, zostanie w okularach. Od tak dawna marzyła o wspólnym wyjściu z Ianem, a tu proszę, jej marzenie się spełnia. Może wspólne poszukiwania jego porwanej przyjaciółki to nie randka, ale zawsze coś, prawda?

    Ian wszedł do mieszkania i tknęło go przeczucie, że coś było nie tak. Rozejrzał się. Na stole leżał długopis, którego wcześniej tam nie było, a obok niego znajdowała się kartka. Podniósł ją i przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem.
    Na kartce ktoś w pospiechu nakreślił numer telefonu i podpisał: Melissa.
    Melissa?
    Ian usiadł na krześle i wyciągnął komórkę. Czy to możliwe, że jego zaginiona siostra odnalazła się i przyszła do niego akurat wtedy, kiedy on był u sąsiadki? Wybrał numer. Odebrała po pierwszym sygnale.
    - Słucham?
    - Melissa? To ty?
    - Ian! - Dziewczyna wyraźnie się ucieszyła. - Skoro dzwonisz, to musiałeś znaleźć wiadomość, czyli jesteś w domu, tak? Chyba żeśmy się trochę rozminęli...
    - Gdzie jesteś?
    - Niedaleko twojego bloku. Zaraz będziemy z powrotem.
    - Już do ciebie idę. - Rozłączył się, schował telefon i oszołomiony wybiegł na korytarz.
    Dwa lata. Dwa długie lata, po których w końcu się poddał. Nie był pewien, czy jego siostra w ogóle żyje. I nagle, tak zupełnie niespodziewanie, wpada do mieszkania i zostawia mu wiadomość. Zbiegł prędko po schodach, nie zawracając sobie głowy czekaniem na windę. Wybiegł przed blok i zobaczył Melissę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Uśmiechnęła się na jego widok.
    Miała krótkie włosy. Nigdy nie pamiętał, by kiedykolwiek ścięła je na taką długość. Była też bardzo szczupła, przez co wydawała się jeszcze drobniejsza. W kilku susach zbliżył się do niej i już po chwili trzymał ją w ramionach.
    - Mel. Gdzieś ty się podziewała?
    - Wszystko ci opowiem. - Uniosła głowę i spojrzała na brata. - Przepraszam, że nie dawałam znaku życia. Nie mogłam się z tobą skontaktować. Wpakowałam się w coś... Ale już po wszystkim. Mój przyjaciel pomógł mi i dzięki niemu znów mogłam wrócić. - Odwróciła się w stronę jasnowłosego mężczyzny. - To jest Ian, mój brat. Ian, poznaj Shane'a.
    Odruchowo się skrzywił, słysząc to imię, ale skinął głową i wyciągnął rękę w jego stronę. Blondyn uścisnął ją bez wahania.
    - Cieszę się, że mogę poznać brata Melissy. Dużo mi o tobie opowiadała.
    - A już myślałem, że zupełnie zapomniała, że istnieję – stwierdził Ian, zerkając na siostrę. - Chodźcie do mieszkania.
    Wjechali windą na piąte piętro i weszli do środka.
    - Rozminęliśmy się dosłownie o włos. Akurat wyszedłem na chwilę do sąsiadki – wyjaśnił Ian.
    - Ale chyba nie do tej, co u ciebie czasem pomieszkuje? - Mel uśmiechnęła się znacząco.
    - Co? A, nie, nie, to nie... a skąd ty wiesz, że ktoś u mnie mieszka?
    Melissa roześmiała się.
    - O ile nie chodzisz w kobiecych ubraniach i nie nauczyłeś się pielęgnować kwiatów oraz nie stałeś się miłośnikiem kotów, to idę o zakład, że masz kogoś.
    - To przyjaciółka. Potrzebowała pomocy, zatrzymała się u mnie na jakiś czas. - Wzruszył ramionami. - Zarabia na bilet do Irlandii.
    Shane, który właśnie oglądał widoki za oknem, odwrócił się gwałtownie na te słowa.
    - Do Irlandii?
    - Shane też jest Irlandczykiem – wyjaśniła Mel. - Przyjechał do Los Angeles w poszukiwaniu zaginionej dziewczyny i przyjaciółki.
    Ian stał w miejscu, ze zdumieniem wpatrując się w blondyna. Czy to możliwe...? Wszystko się zgadzało. Imię, narodowość i cel. Czyżby więc Ciara miała rację, a on się mylił? Jeśli to prawda, to jej niedoszły narzeczony faktycznie jej szukał. Przyjechał aż z Irlandii, by ją odnaleźć. Ian miał ją za naiwną dziewczynę, zbyt ufną, przekonaną, że miłość pokona każdą odległość. Nie wierzył, że chłopak z miasteczka w Irlandii, który nigdy nie był poza jego murami, wyruszy w świat, by odnaleźć dziewczynę, z którą miał się zaręczyć. Tymczasem... najwyraźniej tak właśnie się stało. A więc to ja byłem głupcem? Spojrzał uważniej na mężczyznę.
    - Albo to jakiś przeogromny zbieg imion i okoliczności, albo szukasz Ciary.
    - Znasz Ciarę? - ożywił się Irlandczyk.
    W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. 


4 komentarze:

  1. Uhuhuhu, nareszcie ktoś się spotkał, bo przysięgłabym, że Ci pójdą do hotelu, a ten wyleci na poszukiwania nie wstąpiwszy do domu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytane, czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń