Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

4.11.2019

Rozdział XXXI. Łowcy

    - Farmazon! Mój ty kochany kocurku. Jesteś wspaniały. - Ciara wzięła kota na ręce i lekko przytuliła. - Znalazłeś mnie. - Obejrzała się w stronę pokoju. Miała teraz dość magii, by się stąd wydostać, ale nadal pozostawał problem kamer.
    Wyjrzała przez okno. Gdyby udało jej się dotrzeć do trawy rosnącej pod budynkiem, miałaby szansę uciec. Wychyliła się odrobinę i wyszeptała zaklęcie, posyłając w dół strumień mocy. Spłynęła z jej palców w postaci delikatnej, jasnozielonej mgiełki, niemal przezroczystej. Ciara wciąż siedziała na parapecie, zatem z pokoju na pewno nie było niczego widać.
    Trawa powoli się podniosła, a szept młodej czarownicy dotarł do najmniejszych źdźbeł. Przechyliły się, skłonne spełnić jej prośbę. Najwyższe uniosły się, a pozostałe oplotły je i zaczęły rosnąć.
    Najpierw przylgnęły do ściany. Stopniowo wspinały się coraz wyżej i wyżej, niczym bluszcz, bez pośpiechu, lecz stanowczo, tworząc ściśle spleciony głóg, im większy, tym silniejszy i mocniejszy. Zatrzymały się dopiero przed oknem Ciary. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i dotknęła wyczarowanego głogu, szeptem dziękując roślinom za pomoc.
    Potem obejrzała się w stronę pokoju. Jeśli ją obserwowali, przybiegną, gdy tylko zacznie schodzić. Jeśli zniszczy urządzenia, na pewno też zareagują. Jak miała zejść, by nie zwrócić niczyjej uwagi?
    Niespodziewanie ktoś uchylił drzwi. Ciara czekała, ale nic się nie działo. Na paluszkach przemknęła w tamtą stronę i wyjrzała ostrożnie. Za drzwiami stał Erwin.
    - Laura za chwilę wróci. Zrestartowałem system, zatem nie działają kamery, masz jakieś dwie, trzy minuty zanim włączą się ponownie – powiedział szeptem. - Pospiesz się.
    Ciara zamrugała.
    - Chcesz, żebym... uciekła?
    - Tak, oczywiście. Hamilton jest idiotą. Nie ma prawa cię przetrzymywać i ja nie zamierzam się temu bezczynnie przyglądać. Dasz radę uciec przez okno...?
    - Tak – wyszeptała czarownica. - Dziękuję ci...
    - Proszę bardzo. Tylko się pospiesz. - Zamknął drzwi.
    Dziewczyna odwróciła się i podbiegła do okna, ale zawahała się na moment. A może to kolejna pułapka? Może będą czekać na nią na dole i podziwiać świeżo wyrośnięty głóg? Z drugiej strony, co ma do stracenia? Jeśli nie uda jej się uciec, po prostu ją zatrzymają i wróci do pokoju. Musiała spróbować.
    Usiadła na parapecie i trzymając się roślin, powoli zaczęła schodzić w dół. Nie było to trudne zadanie, głóg sam podsuwał się pod jej stopy i ręce, by mogła bezpiecznie dotrzeć na ziemię. Po zejściu jeszcze raz podziękowała roślinom i pobiegła przed siebie. Farmazon, który czekał już na nią na dole, ruszył jej śladem.
    Najpierw wybiegła na ulicę, ale natychmiast doszła do wniosku, że nierozsądne byłoby zostać na widoku. Było już na tyle późno, że niewiele samotnych osób spacerowało chodnikiem, bez trudu by ją znaleźli. Po chwili namysłu postanowiła kluczyć bocznymi alejkami. Nie miała pojęcia, jak wrócić do mieszkania Iana, jedynym wyjściem było zapytać kogoś o drogę. Błąkanie się samej po nocy nie wydawało się Ciarze bezpieczne, ale jaki miała wybór?

    - Ciara? - Laura uchyliła drzwi. W ręku trzymała dwie filiżanki gorącego kakao. Czuła się trochę nieswojo. Choć początkowo wydawało się to jedynym wyjściem, teraz Laura nie była pewna, czy dobrze zrobili. Przekonywanie nie polega na uwięzieniu kogoś w pokoju i pilnowaniu, by z niego nie wyszedł.
    Rozejrzała się zaskoczona. Pokój był pusty, a okno było szeroko otwarte. Odstawiła kubki na stolik i wyjrzała przez nie.
    - A skąd to się tutaj wzięło?
    Dotknęła głogu. Wydawał się solidny. Czyżby magia? Jeśli do tej pory Laura miała jakiekolwiek wątpliwości, w tym momencie wszystkie się rozwiały. Ciara zdecydowanie była czarownicą.
    - No pięknie. Zwiała. I to na mojej zmianie!
    Niewiele myśląc, wyszła przez okno. Jeśli dziewczyna uciekła tamtędy, miała jeszcze szansę ją dogonić. Zanim pójdzie na policję. Może i jest emigrantką, ale z pewnością nie mieli prawa jej porywać i przetrzymywać.
    Dopiero poniewczasie zorientowała się, że jednak szybciej znalazłaby się na dole, wybierając schody. Nie należała do sportowców. Do licha, nigdy nawet nie próbowała wspiąć się na drzewo. Nawet to najniższe. Zerknęła w górę, ale nie wydawało jej się, by dała radę wrócić do pokoju. Odetchnęła głęboko i z duszą na ramieniu kontynuowała schodzenie. Z ulgą dotknęła stopami ziemi, potykając się i o mało nie wywracając. Złapała równowagę i odwróciła, niespodziewanie stając twarzą w twarz z dwoma obcymi mężczyznami, którzy przyglądali jej się z ciekawością. Laura zarumieniła się. Musiało to bardzo dziwnie wyglądać. W końcu schodziła po ścianie biurowca. Pewnie wzięli ją za włamywaczkę. Dobrze, że mam na sobie dżinsy, a nie sukienkę, przemknęło jej przez myśl.
    - To nie tak, jak wygląda – odezwała się, zażenowana. - Drzwi się zacięły.
    Mężczyźni spojrzeli na siebie. Pewnie ochroniarze, uznała Laura. Jeden był dobrze zbudowany i miał widoczną nadwagę, drugi wydawał się przy nim bardzo chudy.
    - Jesteś tą czarownicą z Irlandii? - zapytał ten szczuplejszy. Laura wytrzeszczyła oczy.
    - Co? No proszę, pewnie już cały budynek wie, co my tutaj wyprawiamy. - Westchnęła. Może Ciara miała rację, nie chcąc się ujawniać. Nie każdy chce zostać celebrytą.
    - Pójdziesz z nami – powiedział mężczyzna i wyciągnął broń. Laura oniemiała. Ogarnęło ją przerażenie. Nigdy nawet sobie nie wyobrażała, że ktoś mógłby celować w nią z pistoletu. Nie była w stanie wykrztusić słowa ani się poruszyć. - No, dalej. - Mężczyzna skinął w jej stronę. - Idziemy, wiedźmo.
    - Ale... to nie ja... - wykrztusiła, lecz mężczyźni najwyraźniej jej nie zrozumieli.
    - Ruszaj się – warknął ten z nadwagą. Wyjął swoją broń. Kiedy złapał Laurę za ramię, dziewczyna pisnęła i odskoczyła.
    Zabiją mnie. Na pewno mnie zabiją. W przypływie paniki wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki. Wystarczyło wbiec za róg budynku i za drzwi. Tam jest ochroniarz. Pomoże jej.
    Zatrzymał ją przerażający ból pleców. Upadła do przodu, pod policzkiem poczuła kłującą trawę. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła uciekać. Nie chcę umierać.
    - Zwariowałeś? - usłyszała. - Szef mówił, że mamy ją przywieźć żywą!
    - No mówił, ale uciekała z wrzaskiem, co miałem zrobić?
    - Postrzelić ją w... nie wiem, w nogę?
    - W nogę? No... właściwie to celowałem w ramię. Tylko tak nagle skręciła...
    - Ty idioto! - Mężczyzna powiedział coś jeszcze, ale nie zrozumiała. Zacisnęła zęby, czując kolejny przypływ bólu.
    - Mamy ją tak zostawić czy dobić i spalić zwłoki?
    - A niech to... - Usłyszała jakieś mamrotanie, chyba przekleństwo. - Za późno. Uciekajmy.
    - Właściwie to co to za różnica, gdzie ją zabijemy, ważne, że jedna wiedźma mniej, prawda?
    Przez chwilę słyszała tylko odgłos oddalających się kroków. Ból był coraz większy, jedne czego chciała, to żeby już przestało boleć. Nie była w stanie krzyczeć ani płakać. Z ogromnym wysiłkiem przekręciła głowę w bok i dostrzegła, że ktoś klęka koło niej.
    - Laura? - Poczuła, jak ktoś ostrożnie dotyka jej włosów. Poznała głos Davida, choć już go nie widziała. Mgła zasnuła jej wzrok. - Spokojnie, karetka już jedzie, wytrzymaj. Dasz radę.
    - To byli łowcy – szepnęła z wysiłkiem. Z jakiegoś powodu musiała mu o tym powiedzieć. Pochylił się ku niej.
    - Lauro? Co mówisz?
    - To byli łowcy czarownic... - wyszeptała i zapadła w ciemność.
    David Hamilton siedział na trawie i przyciskał do siebie nieruchome ciało Laury, studentki, inteligentnej młodej kobiety, która miała przed sobą długie lata życia. W pogoni za marzeniami o świecie pełnym magii została zastrzelona. Po głowie przewodniczącego Towarzystwu Zjawisk Paranormalnych wciąż chodziły jej ostatnie słowa.
    To byli łowcy czarownic.
    Boże, co ja narobiłem?
    Ciara miała rację. A on, jak ostatni głupiec, nawet nie wziął tego pod uwagę.
    Lekarz z karetki, która przyjechała stanowczo zbyt późno, z poważną miną stwierdził zgon. Kilka osób z Towarzystwa, które zgodziły się zostać przez cała noc, by pilnować Ciary, teraz stało wokół Davida. Kate płakała, trzech pozostałych mężczyzn wpatrywało się z niedowierzaniem.
    Hamilton wstał i odwrócił się do nich.
    - Za chwilę może przyjechać policja, a nie mamy teraz czasu składać zeznania i się tłumaczyć. Musimy szybko znaleźć Ciarę. Grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo.

    Na dźwięk dzwonka wszyscy odwrócili się w stronę drzwi. Ian natychmiast sięgnął po klamkę z nadzieją, że to może Ciara wróciła, ale przed drzwiami zobaczył Judy. Miała na sobie jasne dżinsy, dopasowaną kremową bluzeczkę i płaszczyk. W rękach ściskała małą czarną torebkę.
    - To co, jedziemy?
    Ian westchnął i otworzył szerzej drzwi.
    - Wejdź, Judy. To moja siostra, Melissa – przedstawił je sobie.
    - Masz siostrę? - zdziwiła się Judy. - Bardzo miło mi cię poznać.
    - A ty jesteś pewnie tą sąsiadką, u której Ian przesiaduje, gdy nie ma go w mieszkaniu? - Mel przyjrzała się dziewczynie z uśmiechem.
    - Co? Nie, ja... - Judy zarumieniła się, nagle nie wiedząc, co odpowiedzieć.
    - A to jest Shane, prawie narzeczony Ciary. - Ian wskazał na blondyna. Judy spojrzała na niego z zaskoczeniem.
    - O, to ty? Ciara mi o tobie opowiadała. - Dziewczyna przyglądała mu się ciekawie.
    - Mnie też miło cię poznać, Judy. - Shane skinął jej głową. - A teraz, czy ktoś mógłby mi w końcu powiedzieć, gdzie właściwie jest Ciara? - Shane spojrzał najpierw na Iana, potem na Judy. Oboje patrzyli na niego z niepewnymi minami. W końcu odezwał się Ian.
    - Wyszła dziś po południu i jeszcze nie wróciła.
    - Jak to wyszła? Dokąd? Sama? Czemu?
    Brunet westchnął. Bynajmniej nie zamierzał tłumaczyć Shane'owi, że całował jego dziewczynę.
    - Po prostu wyszła. Miała za chwilę wrócić. Chciała być sama. - Wzruszył ramionami. - Zna najbliższą okolicę, nie sądzę, by zabłądziła. Podejrzewamy, że spotkała znajomego i jedziemy go o to zapytać.
    - Nie możemy po prostu zadzwonić? - zaproponowała Melissa. Judy pokręciła głową.
    - Próbowałam, nie odbiera.
    - Nie powinna chodzić o tej porze po ulicach tego miasta – mruknął Shane. Ian spojrzał na niego z niechęcią.
    - Z pewnością by do tego nie doszło, gdybyś przyjechał nieco wcześniej. Minął już tydzień, odkąd tu wylądowała, sama, zagubiona i bezbronna. Czekała na ciebie, z nadzieją, że lada dzień się pojawisz, a w międzyczasie zbierała na bilet do domu i niezbędne dokumenty, gdybyś jednak nie dotarł.
    - To przeze mnie – wtrąciła Mel. - Shane ocalił mi życie. Zasłonił mnie i został postrzelony.
    - Ktoś do ciebie strzelał? - Ian spojrzał na siostrę z niepokojem. - Mel, w coś ty się wpakowała?
    - W niezłe bagno – przyznała dziewczyna. - Ale Shane mnie z niego wyciągnął. To dlatego nie mógł zjawić się wcześniej.
    Ian przyjrzał się blondynowi. Ciara opisywała go jako nieustraszonego, silnego, najlepszego we wszystkim, ale był pewien, że nie jest obiektywna. Zakochani zawsze widzą to, co chcą zobaczyć. A jednak wyglądało na to, że jej ukochany faktycznie posiadał choć część tych cech, które mu przypisywała.
    - Dziękuję – powiedział cicho. Shane skinął głową.
    - Nie ma za co, każdy na moim miejscu powinien tak postąpić. Wracając do Ciary, jest u tego znajomego, tak? Możemy tam pojechać?
    - Właśnie to zamierzamy zrobić. - Ian spojrzał na Judy. Skinęła głową.
    - To niedaleko.
    - Siobhan też tam jest? - zapytał Shane. Ian obejrzał się na niego zdziwiony.
    - Kto?
    - Siobhan. Przyjaciółka moja i Ciary. - Wyciągnął zdjęcie i podał Ianowi. Brunet obejrzał je uważnie.
    - Ciara mi o niej opowiadała, ale była przekonana, że została w... w domu. Nie sądzę, by była w Los Angeles.

    Ciara skuliła się w niewielkiej uliczce między kilkoma obdrapanymi budynkami. Miała wrażenie, że cały czas kieruje się w niewłaściwą stronę. Pierwszy mężczyzna zapytany o drogę wskazał jej tylko kierunek, ale mimo że szła, szła i szła, nadal nie poznawała okolic, w których się znalazła. Drugi przechodzeń bardzo się spieszył i zapytany o ulicę South Grand Avenue stwierdził, że nie ma pojęcia, gdzie to jest. Starała się iść za Farmazonem, ale trudno było poruszać się ścieżkami, którymi ją prowadził, jednocześnie schodząc z głównych dróg i wypatrując pościgu.
    Ciara objęła się ramionami. Było jej zimno. Pochyliła się i wzięła swojego kota na ręce. Dzięki niemu zrobiło jej się odrobinę cieplej. Powinna iść dalej, ale za bardzo się bała.
    Było już ciemno i śledziło ją czterech mężczyzn. Najpierw próbowali ją zaczepiać, gdy nie reagowała, zaczęli za nią iść. Ruszyła wtedy biegiem. Nie chciała z nimi walczyć. Gdyby to był tyko jeden mężczyzna albo dwóch, może mogłaby ich powstrzymać, nie robiąc im krzywdy. Ale czterech? Nie mogła walczyć z nimi równocześnie, a gdyby rzuciła w nich całą swoją moc, mogliby nie przeżyć.
    Magia potrafi być niebezpieczna, powtarzała jej matka, gdy jako mała dziewczynka uczyła się kontrolować swoją moc. Potrafisz o wiele więcej, niż ci się wydaje, ale nigdy nie używaj mocy, by krzywdzić innych. Zawsze jest inne wyjście, Ciaro. Inne wyjście. Czarownica rozejrzała się bezradnie. Ukryć się i przeczekać do rana. To było jedyne, rozsądne wyjście.
    Spojrzała w górę. Na niebie ukazał się duży księżyc, któremu niewiele brakowało do pełni. Zaczęła się zastanawiać, czy w Ciunas też na niego patrzą. Czy Shane go widzi? I tęskni za nią? Co robi teraz Siobhan? Jak bardzo martwią się o nią jej rodzice? Czy ktoś jej w ogóle szuka?
    Nie wiedziała, jak długo siedziała skulona, aż doszła do wniosku, że nie może tu przesiedzieć całej nocy. Spojrzała na kota, który ogrzewał ją swoim futerkiem.
    - Farmazon – szepnęła. - Sprawdź, czy już sobie poszli.
    Kocur zeskoczył na ziemię i pomknął przed siebie. Po chwili wrócił, zatrzymał się i miauknął głośno. Czarownica odetchnęła i wyszła z ukrycia.
    - No dobrze, to którędy teraz?
    Ruszyła za kotem i dotarła do głównej drogi. Rozejrzała się i odetchnęła z ulgą. Znała tę okolicę. Już prawie była w domu. Przyspieszyła.
    Nagle usłyszała za sobą pisk opon hamującego samochodu. Wybiegł z niego David. Na jego widok Ciara rzuciła się w boczną uliczkę.
    - Ciaro, zaczekaj! - Usłyszała, że Hamilton biegnie za nią. A była już tak blisko! Powinna jednak trzymać się bocznych uliczek, zamiast wychodzić na główną.
    Biegła tak szybko, jak tylko była w stanie, nie oglądając się za siebie. Nie pozwoli, by ponownie ją uwięzili. Musiała powiadomić o wszystkim Iana.
    - Ciaro, grozi ci niebezpieczeństwo! - zawołał za nią David. - Laura nie żyje!
    Zatrzymała się momentalnie i odwróciła w stronę nadbiegającego mężczyzny. Znajdowali się między blokami, a uliczki ziały pustką.
    - Jak to? Nie żyje? Co się stało?
    Hamilton zatrzymał się i próbował złapać oddech.
    - Została zastrzelona – wykrztusił w końcu. - Łowcy ją zabili. Tak powiedziała zanim... - Podniósł głowę i spojrzał na nią. - Obawiam się, że to na ciebie polowali. Miałaś rację, ujawnianie czarownic światu to kiepski pomysł. Nie chcę, by coś ci się stało.
    - Och, troskliwa Brighid. - Ciara objęła się ramionami. Poczuła przerażenie. Laura umarła przez nią. Ta sympatyczna, energiczna dziewczyna, która wierzyła w magię, zginęła z rąk łowców.
    - Nie bój się, nie pozwolę, by ciebie też to spotkało. - David obejrzał się na Erwina, który zatrzymał się kilka kroków za nimi. - Zadzwoń do pozostałych i powiedz, że znaleźliśmy Ciarę. Zawieziemy cię do Iana – zwrócił się do dziewczyny. - U niego powinnaś być bezpieczna. - David zdjął kurtkę i założył na jej ramiona. - Cała się trzęsiesz. Pewnie trochę zmarzłaś.
    - Dziękuję – szepnęła czarownica, otulając się nakryciem. Odetchnęła parę razy, próbując opanować przerażenie.
    - Chodźmy. - David objął ją lekko.
    - W porządku. Zadzwonię i wrócę do nich, w razie gdyby ci szaleńcy ponownie zaatakowali. Uważajcie na siebie. - Erwin wyjął telefon i zniknął za rogiem. David poprowadził ją do swojego auta. Nie zdążyli jednak wyjść na główną ulicę. Drogę zastąpił im mężczyzna w czarnej kominiarce. W ręku trzymał broń.
    - Wiedźma idzie ze mną – odezwał się. - Ty zostajesz tutaj. Jeśli któreś z was będzie protestować, zastrzelę oboje.
    - Chwila, moment, nie zgadzam się - zaprotestował Hamilton. - Czego od niej chcesz? Przecież nie zrobiła ci nic złego!
    - Ktoś taki jak ona nie ma prawa istnieć. - Skierował broń w stronę Davida. - Chodź tutaj, mała czarownico. I bez żadnych magicznych sztuczek. Inaczej twój przyjaciel zginie.
    - Tak samo, jak zabiłeś Laurę, niewinną dziewczynę?
    Napastnik prychnął.
    - To akurat nie byłem ja. Amatorzy. Nie odróżniają człowieka od wiedźmy. W przeciwieństwie do mnie. No dalej, nie będę się powtarzał. Rusz się, albo przestrzelę mu nogę. Na początek.
    - Nie, nie strzelaj, pójdę. - Ciara zrobiła krok do przodu, ale David gwałtownie ją odepchnął i rzucił się na łowcę.
    Ciara wpadła na ścianę i krzyknęła, gdy łowca wystrzelił. David upadł, trzymając się za ramię.
    - Nic mi nie jest, uciekaj, Ciaro! - krzyknął. Czarownica rzuciła się do ucieczki, mając nadzieję, że napastnik pobiegnie za nią i zostawi Davida w spokoju. W końcu to o nią mu chodziło.
    Miała rację. Usłyszała strzał. Strzelał do niej. Waleczna Brighid, zaraz we mnie trafi! Skręciła gwałtownie i o mało nie wpadła na stojące tam kontenery na kółkach, wypełnione śmieciami. Wyszeptała zaklęcie, które przeniosło pojemniki do wyjścia z uliczki, zasłaniając drogę łowcy. Ciara pobiegła dalej, nie sprawdzając, czy udało jej się go zatrzymać. Za sobą usłyszała głośne przekleństwa.
    Minęła kolejny budynek i wpadła na kogoś. Krzyknęła, podniosła głowę i spojrzała na Erwina. Poczuła ulgę.
    - Goni mnie łowca. David jest ranny. Postrzelił go w ramię. Musimy zadzwonić po pomoc. On nadal tam jest... - mówiła łamiącym się głosem.
    - Chodź. - Erwin złapał dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą. Biegli przez chwilę. W końcu zatrzymali się przed dużym czerwonym vanem.
    - Nie możemy tak po prostu odjechać – zaprotestowała dziewczyna. - David...
    - Poradzi sobie. Powinnaś raczej martwić się o siebie. - Chwycił ją za ręce i poczuła, jak coś dziwnego zamyka się na jej nadgarstkach. Spojrzała z niedowierzaniem.
    - Co... co ty robisz? Erwin?
    Już nie wyglądał przyjaźnie. Patrzył na nią z niechęcią, tak samo, jak na początku, gdy tylko go zobaczyła. A więc nie przewidziało jej się. Jak mogła dać mu się tak oszukać?
    - Ty też jesteś łowcą? - zapytała słabym głosem.
    - Oczywiście, czarownico. Sprawiłaś nam sporo kłopotu. Ale w końcu cię dorwałem. - Spojrzał na mężczyznę, który do niego podszedł. Tym razem był bez kominiarki, za to brudny i z poprzylepianymi gdzieniegdzie odpadkami. Gdyby Ciara nie była aż tak przerażona, pewnie wydałoby się jej to nawet zabawne.
    - Mogę już ją zabić?
    - Nie tutaj – warknął Erwin. - Jedź z nimi do kryjówki. Poczekajcie, aż do was dołączę. Muszę zadbać o moją przykrywkę. Mam nadzieję, że go nie zastrzeliłeś?
    - Nie, celowałem w ramię. - Uniósł ręce. Erwin prychnął.
    - Otton też tak twierdził, a dziewczyna padła martwa. - Otworzył tylne drzwi vana, chwycił Ciarę za ramię, aż syknęła z bólu i bezceremonialnie wepchnął ją do pojazdu. Do kajdanek, które miała na rękach, przypiął łańcuch połączony ze ścianką samochodu. Odwrócił się i wyszedł bez słowa, po czym zatrzasnął drzwi.
    Ciara skuliła się w kącie, zbyt przerażona, by coś powiedzieć czy nawet by płakać. Wciąż nie rozumiała, jak znalazła się w tak beznadziejnej sytuacji, z kajdanami na rękach, w ciemnym pojeździe, wepchnięta przez jedynego członka TZP, który wydał jej się naprawdę sympatyczny. Nie, nie był tak naprawdę członkiem Towarzystwa. Był łowcą czarownic.
    Ruszyli. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegła ruch po drugiej stronie vana.
    - Jest tu ktoś? - wyszeptała.
    - Jest – odpowiedział jej kobiecy głos. - Ale już niedługo. Jeszcze dzisiaj obie umrzemy, mała wiedźmo.

    Ian prowadził samochód. Obok niego siedziała Judy i instruowała go, gdzie mają jechać, a miejsca z tyłu zajmowali nieco zdezorientowana Mel i mocno zaniepokojony Shane.
    - No dobra, to jeszcze raz, bo się pogubiłam – odezwała się Melissa. - Ciara natknęła się na kolegę Judy, Davida i uratowała go przed wypadkiem. Potem posprzeczała się z Ianem i wyszła. Teraz jest u tego Davida, ale nijak nie da się do niego dodzwonić. Powinniśmy się martwić?
    - Na pewno nic jej nie jest – odparła Judy, mając nadzieję, że się nie myli. - To tutaj, zatrzymaj się.
    Zaparkowali obok niewielkiego domku ogrodzonego wysoką bramą.
    - Ja tam pójdę. - Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Judy wyskoczyła z auta i pobiegła do furtki. Przeszła równo wyłożonym chodnikiem, stukając głośno obcasami i zastanawiając się, co powie Davidowi. Cześć, przyjechałam po Ciarę, przy okazji przywiozłam Iana, jego siostrę i chłopaka czarownicy?
    Westchnęła i zadzwoniła do drzwi. Cóż, ostrzegała go, by nie próbował porywać Ciary. Jeśli nie posłuchał, sam będzie sobie winien.
    - David, jesteś tam? - Załomotała w drzwi. - Otwórz, to ja, Judy.
    Zaczekała jeszcze przez chwilę, w końcu poddała się i wróciła do samochodu.
    - Nie ma go w domu.
    - A zatem Ciary też z nim nie ma. - Ian westchnął. Nie miał już pojęcia, gdzie jeszcze mógłby jej szukać.
    - Niekoniecznie. To znaczy, może są w jego biurze – powiedziała Judy. Pozostali spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
    - O tej porze? Dochodzi chyba północ – zauważyła Mel.
    - David często pracował do późna. Może po prostu jeszcze nie wrócili. - Wzruszyła ramionami.
    - Jedźmy tam – zaproponował Shane.
    - Nie mam pojęcia, gdzie jest jego biuro – przyznała Judy. I pomyśleć, że David tyle razy zapraszał ją na spotkania, a ona zawsze odmawiała. I stale wyrzucała jego wizytówki. Nigdy nawet nie zerknęła na adres.
    W przeciwieństwie do jej koleżanki, która dała się namówić na takie spotkanie. Oczywiście uznała to wszystko za bzdury i od tamtej pory nie zamieniła z Hamiltonem słowa.
    - Ale chyba wiem, kto zna adres. - Judy wybrała numer i czekała na połączenie. Po piątym sygnale odezwał się zaspany głos.
    - Judy, czemu dzwonisz o tej porze?
    - Potrzebuję twojej pomocy. Pamiętasz Davida?
    - Kogo?
    - Davida Hamiltona. Tego od Towarzystwa Zjawisk Paranormalnych.
    - Tego szurniętego? Pamiętam. A co?
    - Potrzebny mi adres do jego biura. To ważne.
    - No dobra... Zaraz ci podam, moment. O, mam.
    Już po chwili Judy rozłączyła się i z piskiem opon ruszyła w stronę biura Hamiltona.
    Nie spodziewała się, że pod wysokim biurowcem będzie stała karetka i policja. Wysiadła z auta i podeszła do karetki, w której siedział Hamilton. Shane, Melissa i Ian ruszyli za nią. Machnęła do nich ręką.
    - Zaczekajcie tutaj, ja z nim porozmawiam. - Przyspieszyła i podbiegła do Davida.
    - Judy? - zdziwił się. - A co ty tutaj...
    - Robię o tej porze? - weszła mu w słowo. - Chciałam tylko sprawdzić, czy jest z tobą Ciara.
    - Nie ma jej – odparł cicho. - Już nie.
    - Jak to: już nie? Czyli była? To ona cię tak urządziła? - Wskazała na jego obandażowane ramię. David skrzywił się.
    - Nie. Postrzelił mnie łowca czarownic.
    - Łowca czarownic? - powtórzył Shane, który razem z Mel i Ianem dołączyli do Judy. - Na skrzydła Morrigan, Ciarę ściga łowca czarownic?!
    David podniósł wzrok i popatrzył na niego niepewnie.
    - Znasz Ciarę?
    - To Shane, jej narzeczony – wyjaśniła Judy. - No, prawie narzeczony.
    - No proszę, naprawdę tu za nią przyleciałeś – Przyjrzał mu się z niedowierzaniem. - Tak, zabrał ją taki jeden typ w kominiarce. Policja już go szuka.
    - Czemu łowca czarownic? - zdziwiła się Mel. - To jakaś przenośnia, tak? Nazwa gangu czy coś? Czego on od niej chce? Przecież Ciara nie jest chyba żadną czarownicą.
    Wszyscy spojrzeli na nią jednocześnie, a Melissa odniosła niemiłe wrażenie, że jest nie w temacie i że wszyscy o czymś wiedzą, a ona jako jedyna błądzi po omacku.
    - Ten łowca myśli, że jest – odparł powoli Ian. - To chyba coś w rodzaju sekty. - Gdyby to od niego zależało, wtajemniczyłby siostrę w magię, choć pewnie trudno by jej było w to wszystko uwierzyć. Ale nie był pewien, czy powinien wtajemniczać Judy, zatem wolał zachować swoją wiedzę dla siebie.
    Judy z kolei postanowiła udawać, że o niczym nie wie. Jeśli się wyda, że to ona powiedziała Davidowi o łowcy, Ian jej tego nie wybaczy. Zrobiła zatem niepewną minę i spojrzała na Melissę, jakby chciała powiedzieć: też nie mam pojęcia, o co chodzi.
    Shane natomiast nie zastanawiał się nad wtajemniczaniem kogokolwiek. W tym momencie mógł myśleć tylko o Ciarze, którą porwał łowca. Miłosierna Brigid, spraw, by jeszcze żyła. Musiał się pospieszyć. Bardzo pospieszyć.
    - Musimy ją odnaleźć – powiedział, starając się zapanować nad lękiem o ukochaną i gniewem, że ktoś śmiał nastawać na jej życie. - Powiedz nam wszystko, co wiesz – zwrócił się do Davida.
    Hamilton westchnął i zaczął powtarzać to samo, co policji: Ciara poszła na zebranie Towarzystwa, późno skończyli i gdy już mieli wracać do domu, zaatakowano ich. Uciekali, David został postrzelony, a Ciara porwana. Wszelkie informacje o magii zatrzymał dla siebie. Wcześniej tak bardzo chciał pokazać światu magię. Udowodnić, że wszystko, w co wierzył on, a nie wierzyli inni, jest prawdą. Marzył o sławie, poważaniu, dostatnim życiu, odkrywaniu tego, co jeszcze nie zostało odkryte. Teraz zdał sobie sprawę, jak naiwne były te marzenia. Ujawniając czarownice, wcale nie pokaże światu, że magia istnieje, lecz że istnieje zagrożenie, które trzeba zlikwidować. Zbyt późno zdał sobie z tego sprawę. Zapoczątkował coś, co trudno już będzie cofnąć.
    Ale wciąż mieli szansę. Jeśli Ciara żyje, mogli ją odnaleźć. Polubił tę małą czarownicę i nie chciał, żeby stała jej się krzywda.
    Oby tylko nie było za późno na ratunek.



4 komentarze:

  1. A już było tak blisko, biedna Ciara :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorsze jest czekanie na ciąg dalszy.....Opowiadanie rewelacyjne,gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  3. Jurek Blogpasterz17 stycznia 2020 23:27

    A byłem przekonany, że już zostawiłem tu komentarz xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń