Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

2.05.2020

Rozdział XXXIII. Sharon

    Ciara jeszcze nigdy w życiu tak się nie bała. Siedziała skulona w kącie w ciemnym vanie, a nadgarstki bolały ją od ciasnych kajdanek. Nadal nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że po raz drugi tego samego dnia została porwana i tym razem znalazła się w rękach łowców. Przypuszczała, że planowali ją zabić, a jej towarzyszka jeszcze ją w tym upewniła.
    Zerknęła na postać siedzącą po drugiej stronie pojazdu. Kiedy jej oczy w końcu przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegła kobietę o długich włosach, w których ukrywała twarz. Nieznajoma szeptała coś przez chwilę do siebie, w końcu umilkła.
    Ciara próbowała przyjąć wygodniejszą pozycję, ale kajdany jej to uniemożliwiały. W samochodzie cuchnęło pleśnią i czymś jeszcze, czymś nieokreślonym. Ciemno, brudno i chłodno. Powoli wypuściła powietrze, starając się nie wpaść w panikę i ponownie spojrzała na kobietę. Kiedy minął pierwszy szok, w końcu dotarło do niej, w jak rozpaczliwej sytuacji się znalazła. Prawdopodobnie umrze. Ian nie miał pojęcia, gdzie jest, a David był ranny i nie wiedział, że to Erwin jest łowcą. Zatem nikt nie przyjdzie jej z pomocą.
    Nie, nie mogła teraz myśleć o śmierci. Jeszcze żyła. Może i nie była wojowniczką, ale zamierzała walczyć o życie. W końcu pochodziła z MacCoinneach, prastarego rodu czarownic, a one się nie poddają. Zacisnęła dłonie i pomyślała o swojej najlepszej przyjaciółce, która z całą pewnością by się nie poddała, tylko skopała łowcom tyłki. Ta myśl podniosła ją trochę na duchu.
    - Kim jesteś? - spytała cicho, starając się opanować drżenie w głosie.
    - Czarownicą, tak jak i ty – padła odpowiedź. Kobieta chyba nawet nie spojrzała w jej stronę, a może po prostu w ciemności trudno to było dostrzec.
    - Jestem Ciara.
    Przez chwilę panowała cisza. W końcu kobieta podniosła głowę.
    - Sharon.
    - Mieszkasz tutaj, w Los Angeles?
    - Mieszkałam. - Czarownica oparła się o ściankę. Zabrzęczały kajdany, które najwidoczniej miała na rękach, podobnie jak Ciara. - Ale w końcu mnie dorwali.
    - Czemu chcą nas zabić?
    - Bo to łowcy – odparła kobieta, jakby to było oczywiste.
    - Przecież nic im nie zrobiłam – mruknęła Ciara, na co jej rozmówczyni westchnęła głośno.
    - Ciaro, łowcy czarownic nie potrzebują konkretnego powodu. Po prostu nas łapią i zabijają. Za to, kim jesteśmy.
    - A... nie możemy niczego zrobić? Przecież mamy magię. - Ciara podniosła głowę. - Gdybyśmy połączyły siły, może udałoby się...
    - Myślisz, że siedziałabym tutaj, gdybym mogła uciec? - przerwała jej kobieta. - Nie bądź głupia. Zabezpieczyli się. Te kajdanki zatrzymują naszą moc. Nic nie możemy zrobić. - Położyła ręce na kolanach. - Tylko siedzieć i czekać na śmierć.
    - Nie chcę umierać – szepnęła Ciara. - Dobra Brighid, pomóż mi. Nie pozwól, by Morrigan zabrała mnie do krainy śmierci...
    - Brighid? Morrigan? Jesteś Irlandką? - Sharon spojrzała na nią z zainteresowaniem.
    - Tak, pochodzę z Irlandii. - Dziewczyna podniosła głowę.
    - Czyżbyś pochodziła z Ciunas? Tego miasteczka czarownic?
    Ciara otworzyła szerzej oczy.
    - Ależ... Skąd o tym wiesz? Nie jesteś Irlandką...
    - Moi przodkowie pochodzili z Irlandii, ale potem wymieszali się z mieszkańcami Ameryki – wyjaśniła Sharon. - A o Ciunas dowiedziałam się dopiero niedawno, od Lilian, która tam mieszka.
    - Lilian? - zdziwiła się Ciara. - Nie kojarzę żadnej Lilian.
    - Taka blondynka, młoda, szczupła...
    - Jak większość irlandzkich czarownic – zauważyła dziewczyna. Sharon zaśmiała się cicho.
    - Faktycznie. Mniejsza z tym, pewnie i tak nie podała mi swojego prawdziwego imienia. Ale opowiadała o miasteczku ukrytym przed światem, o zielonej Irlandii i o tym, że żaden łowca nigdy nie odnajdzie Ciunas.
    - Nie rozumiem. - Ciara pokręciła głową. - Nikt nigdy nie opuszcza miasteczka, jak ta czarownica mogła wyjść, przyjechać do Los Angeles i ci o tym wszystkim opowiadać?
    - Teoretycznie nie wolno wam wychodzić. Ale Lilian się wymknęła. Ty zresztą też – zauważyła Sharon.
    - Ja nie przekroczyłam granicy z własnej woli – zaprzeczyła Ciara. - W czasie ceremonii wstąpienia do Kręgu coś się stało i nagle znalazłam się na innym kontynencie...
    - Naprawdę? To chyba dość... niecodzienna pomyłka? - Sharon spojrzała na nią uważniej. - Ktoś cię chyba bardzo nie lubi. Zalazłaś komuś za skórę?
    - Nie i nie mam pojęcia, co się stało – przyznała Ciara. Brunetka mruknęła coś niezrozumiałego i zmieniła pozycję.
    - Tak czy inaczej, pewnie już się nie dowiesz, o co chodziło.
    - Nie chciałaś wrócić z tą Lilian i zamieszkać w Ciunas? Przewodniczka na pewno nie miałaby nic przeciwko. - Ciara wyprostowała się i spróbowała rozmasować obolałe nadgarstki. Z marnym skutkiem, kajdanki były naprawdę ciasno zatrzaśnięte.
    - Nie lubię ograniczeń. Nie wolno stamtąd wychodzić. Przynajmniej oficjalnie. Nie wolno używać czarnej magii. Nie wolno używać magii na ludziach ani innych żywych stworzeniach, chyba że w celach leczniczych. Nie wolno mnóstwa innych rzeczy. A w zamian dostałabym tylko ochronę przed łowcami.
    - Która teraz by ci się przydała, prawda? - zauważyła Ciara. Kobieta prychnęła.
    - I tak pewnie Lilian nie dotrzymałaby słowa. Kiedy w końcu dostała ode mnie, co chciała i ja od niej też coś dostałam na wymianę, próbowała się mnie pozbyć. Na szczęście w porę się zorientowałam i uciekłam.
    - To nie mogła być czarownica z Ciunas – zaprzeczyła Ciara. - Po pierwsze, nikt nie przekracza granicy, Dervil by o tym wiedziała. Po drugie, nikt od wieków nie używa czarnej magii. To zabronione i nieetyczne. Czarna magia ma swoją cenę i tylko krzywdzi, zarówno tego, kto jej używa, jak i innych wokół tej osoby – wyjaśniła Ciara z przekonaniem. - A po trzecie, czarownica, która złamałaby prawo, nie mogłaby wrócić do społeczności czarownic. Może ta Lilian wiedziała o Ciunas, ale tam nie mieszkała?
    Sharon zastanawiała się przez chwilę.
    - Myślę, że wiedziała, mieszkała i nadal mieszka. To cwana wiedźma.
    Zanim Ciara zdążyła odpowiedzieć, pojazd się zatrzymał. Irlandzka czarownica skuliła się, czując ściskanie w gardle. Natomiast Sharon roześmiała się. Był to głośny, paniczny śmiech, który urwał się niespodziewanie.
    - To koniec – szepnęła, nie patrząc na Ciarę. - Dotarłyśmy na miejsce, w którym pewnie zakopują lub palą ciała czarownic. Tutaj umrzemy.

    Joe Hudgens był zdesperowany. Śledził Ciarę do biurowca, w którym pracował jeden z przyjaciół dziewczyny. Długo siedział w samochodzie, swoim własnym, zakupionym z kolejnej zaliczki od zleceniodawczyni. Nie było to auto, o jakim marzył, ale uznał, że jakieś musi mieć. Taksówkami trudno jest codziennie śledzić ofiarę.
    Ponieważ zaparkował tuż obok wejścia do biurowca, nie miał pojęcia, że Ciara uciekła i została porwana. Dowiedział się dopiero wtedy, gdy przyjechała policja i udało mu się podsłuchać kilka rozmów. Najwyraźniej zginęła tu kobieta, ale nie była to jego ofiara. Potem pojawił się narzeczony Ciary. Joe, udając sanitariusza, usłyszał ich rozmowę i mocno się zaniepokoił. Czyżby ktoś próbował sprzątnąć mu jego ofiarę sprzed nosa? A może zleceniodawczyni zatrudniła jednak kogoś innego? Było to wielce prawdopodobne, skoro blondynkę porwali łowcy czarownic, a Hudgens pamiętał, że tajemnicza kobieta też wspominała coś o czarownicach.
    O nie, nie z Joe takie numery. Jego marzenia o wielkiej fortunie za wykonane zlecenie właśnie odpływały w siną dal. Musiał coś zrobić. Zastanawiał się przez chwilę. Jeśli zabili Ciarę, musi tylko obciąć jej włosy i przesłać zleceniodawczyni, zanim oni to zrobią. Do tej drugiej może doprowadzi go chłopak. Tak, najlepiej będzie śledzić właśnie jego. Szukanie dziewczyny na własną rękę nie wydawało mu się ani rozsądne, ani proste. Poprawił zatem broń ukrytą pod kurtką i ruszył za oddalającą się czwórką ludzi.

    Ciara przez chwilę, która wydawała jej się wiecznością, czekała w napięciu, aż drzwi się otworzą. Długo nic się nie działo. Siedziała skulona, nasłuchując, ale nikt po nią nie przyszedł. Otarła łzy, które bezwiednie spływały po jej policzkach.
    - Może to tylko przerwa, chwilowy postój? - zasugerowała cichutko. Sharon westchnęła.
    - Sama nie wiem, co gorsze. Żyć jak najdłużej w ciągłym strachu czy mieć to już z głowy. Dosłownie.
    - Nie chcę umierać... - pisnęła dziewczyna.
    - A kto chce?
    - Moja rodzina nigdy się nie dowie, co się ze mną stało. - Ciara pociągnęła nosem i otarła oczy. - Ani Shane, mój ukochany. I Siobhan, moja przyjaciółka. Ian pewnie się o mnie martwi...
    - Sporo osób będzie cię opłakiwać – zauważyła kąśliwie Sharon.
    - A ciebie nie?
    - Z pewnością moi klienci za mną zatęsknią. Póki nie znajdą sobie nowej czarownicy.
    - Klienci? - zdziwiła się Ciara.
    - Tak, prowadzę... prowadziłam swój własny interes pod przykrywką sklepu odzieżowego. Kto by podejrzewał osobę sprzedającą modne ciuszki o bycie czarownicą? No, ale oczywiście musiałam się natknąć na łowcę, który podsłuchał moją rozmowę z klientem. No i bach. Wylądowałam tutaj.
    - A jaki interes naprawdę prowadziłaś? - zaciekawiła się Ciara, uznając, że zajęcie myśli czymś innym najlepiej powstrzyma ją przed szlochaniem i atakami paniki.
    - Magiczny oczywiście. Sprzedawałam różne talizmany, czasem sporządzałam mikstury, przyjmowałam zlecenia i tak dalej. - Kobieta znów zmieniła pozycję. Zabrzęczały kajdanki. - Moi klienci pochodzili od innych klientów. Wyłącznie z polecenia. Byłam bardzo ostrożna. Tak mi się przynajmniej wydawało... A ty jak wpadłaś?
    Ciara wzruszyła ramionami.
    - Najpierw zaczął za mną chodzić fanatyk błagający mnie o pokazanie mu magii. Potem wskoczył pod samochód, więc musiałam go uratować. Zostało mi tylko się przyznać, a on przekazał to dalej i właśnie tak wieść trafiła do łowcy. Ian miał rację, powinnam była unikać Davida. - Z niepokojem przypomniała sobie strzelaninę. Miała nadzieję, że Hamiltonowi nie stało się nic poważnego.
    - W takim razie obie żeśmy wpadły przez głupotę – westchnęła Sharon.
    Niespodziewanie rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi. Zobaczyły stojącego przy nich mężczyznę.
    - Pora na was, wiedźmy.
    Ciara skuliła się w kącie. Mężczyzna podszedł najpierw do Sharon, odczepił jej łańcuch od kajdanek, po chwili to samo zrobił u Ciary. Niemal wyrzucił je z samochodu.
    Irlandzka czarownica rozejrzała się niepewnie. Była noc. Oczy, przywykłe do ciemności w ciemnym pojeździe, dostrzegły sporo szczegółów. Stały przed garażem. Naprzeciwko był stary, szary budynek, a po bokach rosło kilka drzew. Za nimi dostrzegła ogrodzenie. Dalej nie udało jej się niczego więcej dojrzeć. Nawet jeśli łowcy mieli sąsiadów, nie widać było stąd ich domów.
    Spojrzała na swoją towarzyszkę. Dopiero teraz, dzięki księżycowi rozjaśniającemu nieco mrok nocy, dostrzegła, jak wyglądała druga czarownica. Miała długie, czarne loki, teraz rozczochrane i naelektryzowane, w efekcie tworzyły imponującą szopę na jej głowie. Mogła mieć jakieś trzydzieści, może trzydzieści parę lat. Była dość szczupła, o ładnie zaokrąglonych, kobiecych kształtach. Była też bardzo ładna. Miała duże oczy, zgrabny nos i pełne usta. Ubrana w prostą sukienkę do kolan, w pasie wąską, podkreślającą talię, z wyciętym u góry całkiem sporym dekoltem. Wpatrywała się w łowcę beznamiętnym spojrzeniem.
    Młodsza z czarownic przeniosła wzrok na mężczyznę. Młody, mocno zaokrąglony, z niepasującą bródką i przydługimi, przylizanymi włosami. Zerknął przelotnie na Ciarę i zatrzymał wzrok na piersiach Sharon.
    Nie był sam. Za nim Ciara zauważyła drugiego łowcę. Miał bardzo krótkie włosy, był wysoki, szczupły, z niewielkim wąsikiem. Za nimi stał łowca ubrany na czarno; Ciara domyśliła się, że musiał to być ten sam, na którego wysypała śmieci. Tym razem nie miał kominiarki, ubranie zostało wyczyszczone z odpadów, ale wciąż mocno poplamione.
    - Zaprowadźcie je do chaty, ja pójdę się przebrać – mruknął i ruszył w stronę budynku. W przeciwieństwie do kolegów, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Brązowe włosy, przeciętna sylwetka, ani za wysoki, ani za niski. Zdecydowanie nie wyglądał na łowcę.
    Cóż, Erwin też na niego nie wyglądał.
    - Zanim szef je zabije... może moglibyśmy, no wiecie... - Najgrubszy z łowców ciągle wpatrywał się w Sharon. - I tak umrą, więc co by szkodziło, gdyby...
    - Chcesz się z nimi zabawić, Otton? - Szczuplejszy łowca prychnął. - To wiedźmy.
    - I co z tego?
    - Życie ci niemiłe?
    - W tych kajdankach przecież nic mi nie zrobią – upierał się grubszy łowca.
    - A chcesz się przekonać? - wtrąciła Sharon, patrząc na niego wyzywająco. - No chodź, śmiało, pokaż, jaki z ciebie ogier. - Zadzwoniła łańcuchami. - Zapewniam, że nigdy tego nie zapomnisz. Nawet jeśli będziesz bardzo, bardzo chciał – skończyła złowrogo. Łowca cofnął się i coś burknął.
    - Najlepiej nawet z nimi nie rozmawiaj – poradził jego kolega i szarpnął za oba łańcuchy. Ruszył przodem, za nimi Ciara z Sharon, a pochód zamykał Otton, trzymając się kilka kroków za czarownicami.
    Ciara zacisnęła zęby. Podziwiała Sharon za to, że była taka spokojna, pewna siebie. Tymczasem ona miała ochotę się rozpłakać. Odetchnęła kilka razy. Nie da im tej satysfakcji. Musi powstrzymać łzy. Jeśli ma umrzeć, to umrze z godnością, jak przystało na czarownicę.
    Weszły do budynku, ciągnięte bezceremonialnie za łańcuchy przyczepione do kajdanek. Najpierw przeszły ciemnym korytarzem i wepchnięto je do oświetlonego pokoju. Ciara zmrużyła oczy przed rażącym światłem.
    Kiedy w końcu mogła otworzyć szerzej oczy i nie oślepnąć, rozejrzała się po pokoju. Było tam jedno okno bez zasłon, na środku pomieszczenia stały dwa krzesła oraz niewielki stolik, a na nim kilka brudnych szklanek. Miejsce nie wyglądało na często sprzątane. Czy tutaj miała odbyć się jej egzekucja? Nie żeby czysty pokój robił jakąś znaczącą różnicę w przypadku rychłej śmierci. Ciara zacisnęła zęby, po raz kolejny tego dnia starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
    Wrócił łowca, który ścigał Ciarę. Tym razem miał na sobie dżinsy i jasną, mocno pomiętą  koszulę. Włosy wydawały się w lekkim nieładzie. W ręku trzymał duży pistolet. Usiadł na jednym z krzeseł i oparł się wygodnie. Dwaj pozostali łowcy nadal stali za skutymi kobietami.
    - Ciara i Sharon. Dwie piękne, choć niesamowicie naiwne czarownice.
    Sharon prychnęła.
    - To ty jesteś naiwny, jeśli myślisz, że ujdzie wam to nas sucho.
    - Ech, zawsze to samo. - Łowca przewrócił oczami. - Na nic się nie zdadzą twoje pogróżki, wiedźmo. Nie możesz użyć magii. Ale możecie błagać o życie. Niemal wszystkie błagają. - Posłał im złowrogi uśmiech. - Nie, żeby którejś to pomogło. Możecie też prosić o szybką śmierć. Choć na pewno zasłużyłyście na długie, pełne bólu umieranie...
    - Czemu tak uważasz? - odważyła się odezwać Ciara. Odetchnęła i spojrzała na niego. - Dlatego, że urodziłyśmy się czarownicami? Z tego powodu nas zabijesz?
    Łowca pokręcił głową. Już się nie uśmiechał.
    - Nie. Na to nie macie wpływu, prawda? Ale na to, że używacie mocy, już tak. Wasze nikczemne zaklęcia są zagrożeniem dla ludzkości. Nie zasługujecie, by żyć.
    Ciara wpatrywała się w niego ze zdumieniem. Była zagrożeniem dla ludzkości? Ona? Nie chciała przecież nikogo krzywdzić. Gdy używała mocy, czuła się częścią natury. Rozumiała rośliny, a one rozumiały ją. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek użyła zaklęcia, które mogłoby być określone jako nikczemne.
    - Mylisz się – zaprotestowała. - Nikogo nie skrzywdziłam.
    - Czyżby? Cisnęłaś we mnie kontenerem ze śmieciami. Przenoszenie rzeczy bez użycia rąk jest dosyć groźną mocą.
    - Broniłam się! - zawołała Ciara z oburzeniem. - Próbowałeś mnie zabić, postrzeliłeś Davida...
    - Nic mu nie będzie. Zasłużył sobie, skoro zadaje się z kimś takim jak ty. Każda wiedźma skrzywdziła lub prędzej czy później skrzywdzi ludzi.
    - Och, litości – przerwała mu Sharon. - Po to czarownice mają moc, by jej używać. A wy, łowcy, po prostu zazdrościcie nam tej mocy i dlatego tak usilnie próbujecie nas wykończyć.
    Łowca parsknął śmiechem.
    - Możemy już je zastrzelić? - mruknął najchudszy z łowców.
    - Cierpliwości, Will. - Mężczyzna siedzący przed nimi utkwił spojrzenie w Sharon. - Zabawna teoria. Powiedz mi, Sharon: jak chcesz umrzeć? Zastrzelona, spalona, uduszona? Z odciętą głową? - Uniósł broń. - Możesz też wybrać wykrwawienie się na śmierć przez postrzał. A może trucizna? Lubisz sporządzać mikstury, prawda?
    - Jeśli mnie zabijesz, spadnie na ciebie klątwa – warknęła ciemnowłosa czarownica. - Klątwa przemijania. Jest powiązana ze mną, nie muszę być w stanie używać mocy w momencie śmierci. Zabij mnie, a twoje ciało zacznie się starzeć w przyspieszonym tempie. Każdy dzień będzie jak rok z twojego życia, a zdjąć klątwę będę mogła tylko ja... oczywiście, gdybym żyła. Dosięgnie ciebie i wszystkich, którzy będą mieć udział w mojej śmierci – dodała, oglądając się do tyłu. Dwóch łowców cofnęło się jednocześnie.
    Ciara spojrzała na Sharon okrągłymi ze zdumienia oczami. Nie mówiła poważnie. Nie mogła. Przecież to czarna magia. Takiego zaklęcia nie wolno rzucać.
    - W takim razie spłoniesz na stosie – odezwał się Will. Sharon prychnęła.
    - Nie ma znaczenia, w jaki sposób umrę.
    - Bzdury – stwierdził łowca siedzący przed nimi. - Nie można zakląć swojej mocy, by utworzyła klątwę po śmierci. Moc umiera wraz z czarownicą. Prawda? - Spojrzał na Ciarę. Blondynka spojrzała niepewnie na Sharon, potem na łowcę.
    - Nie mam pojęcia – przyznała. - Nigdy nie interesowałam się czarną magią. Używam wyłącznie białej.
    - Magia to magia. - Łowca wzruszył ramionami. - A ty nie udawaj wiedźmy z zasadami. - Wstał i uniósł broń. - W takim razie ustalone. Sharon czeka stos. A ty, Ciaro? Chcesz szybkiej śmierci? Może wybaczę ci nawet tę ucieczkę i obsypanie mnie śmieciami, i po prostu cię zastrzelę. - Przyłożył broń do czoła dziewczyny. Ciara zamarła, bojąc się poruszyć. Poczuła wilgoć na policzkach. Czy miała zaraz umrzeć? Czy to już...? Zamknęła oczy.
    - Nie mieliśmy przypadkiem poczekać na szefa? - usłyszała głos Ottona.
    - Zawsze mamy na niego czekać? - zaprotestował łowca. - Nie wiemy, kiedy przyjedzie, jest zajęty udawaniem poszukiwacza magii. Może po prostu sami dokończymy robotę?
    - Nie sądzę, by szef był zadowolony... - zaczął Will, ale przerwał mu inny głos.
    - Zdecydowanie nie byłby zadowolony, Alan.
    Ciara otworzyła oczy i obejrzała się na Erwina, który właśnie wszedł do pokoju. Łowca pospiesznie opuścił broń i przesunął się, robiąc mu miejsce. Cała jego buta nagle została zastąpiona niepewnością. Erwin usiadł na wolnym krześle. Ciara ukradkiem otarła łzy rękawem. Miała być silna. Odważna. Nie płakać. Ale jak ma się zachowywać godnie i z powagą, kiedy ktoś przykłada jej broń do głowy?
    - Jak mamy być profesjonalnymi łowcami czarownic, skoro nie możemy nawet żadnej zabić na własną rękę? - mruknął Alan. Erwin spojrzał na niego, potem na Ottona.
    - Niewinna dziewczyna. Miała na imię Laura. Nie była czarownicą. A teraz nie żyje. Oto, co się dzieje, gdy działacie na własną rękę.
    - Uciekała! - zaczął tłumaczyć się Otton. - I nie zaprzeczyła, byłem pewien, że to ona... - Wskazał na Ciarę.
    - Dość. Wyjdź. Nie będziesz dziś uczestniczył w przesłuchaniu, póki nie nauczysz się posłuszeństwa. - Erwin wskazał na drzwi. Łowca pokornie opuścił pokój. Dopiero wtedy Erwin spojrzał na obie kobiety. - Jedna z was ma szansę przeżyć. Która pierwsza mi powie, gdzie znajduje się miasteczko czarownic?
    Odpowiedziało mu milczenie. Alan zerknął zdumiony.
    - Miasteczko czarownic? Całe miasteczko wiedźm? - zdziwił się.
    - Tak. Gra toczy się o wysoka stawkę, zatem mogę sobie odpuścić jedną czarownicę, o ile wyjedzie i nigdy więcej nie wejdzie mi w drogę. Najpierw jednak chcę poznać dokładną lokalizację tego miejsca. - Przyjrzał się kobietom.
    Ciara spuściła wzrok. Skąd miałby wiedzieć o Ciunas? Jest ukryte przed światem, to niemożliwe, by...
    - Sharon. Ty zawsze byłaś skłonna do układów. Co ty na to?
    Ciara spojrzała na towarzyszkę. Ciemnowłosa czarownica doskonale udała zdziwienie.
    - Ja? Jestem Amerykanką, tu czarownice nie żyją w grupach. Nigdy nie słyszałam o żadnym miasteczku – skłamała gładko. - Chyba że to gdzieś w Ameryce? Może w okolicach Meksyku? Mogę spróbować je znaleźć, tylko musiałabym mieć odpowiedni asortyment...
    - Ciara. - Erwin spojrzał na nią oczekująco. Dziewczyna śmiało podniosła głowę.
    - Nie mam pojęcia...
    Przerwał jej huk wystrzału. Podskoczyła. Erwin wystrzelił tuż obok jej głowy. Miała ochotę objąć się ramionami, ale kajdanki jej to uniemożliwiały. Spojrzała na niego z przerażeniem.
    - Nie kłam. Jeszcze raz skłamiesz, a kolejna kula wyląduje w twojej głowie. Wiem, że stamtąd pochodzisz. Hamilton twierdził, że wspominając o domu, mówiłaś też o żyjących tam czarownicach. A skoro pochodzisz z Irlandii, wnioskuję, że właśnie tam znajduje się twoja osada. Gdzie dokładnie? W której części? Jak ją znaleźć? Wskaż mi ją, a cię wypuszczę. Całą i zdrową. Masz moje słowo.
    Ciara milczała. Patrzyła tylko na przywódcę łowców i wyrzucała sobie, że w ogóle powiedziała cokolwiek Davidowi. Oczywiście bardzo uważała na słowa, nie padło ani pojęcie Doliny Sidhe, ani jakakolwiek wskazówka co do lokalizacji Ciunas. A jednak i tak powiedziała za dużo.
    - No, dalej. Masz szansę powiedzieć po dobroci. Chyba nie chcesz, żebym cię torturował? Zapewniam, że wiem, jak szybko i skutecznie wydobyć prawdę z czarownicy. A potem cię zabiję. Boleśnie. Zatem... co wybierasz? Życie czy śmierć w bólu?
    - Wolę umrzeć w bólu, niż zdradzić moje siostry – wyszeptała Ciara, zaciskając mocno dłonie. Obawiała się, że jeśli spróbuje powiedzieć to głośniej, głos jej się załamie. Pomyślała o Siobhan. Ona by się nie załamała w takiej sytuacji. Rzuciłaby jakąś trafną, uszczypliwą uwagę i była gotowa dzielnie znieść wszystko, co tylko łowcy przyjdzie do głowy. W przeciwieństwie do niej, Ciara nie była taka silna. W tym momencie była przekonana, że nigdy nie zdradzi położenia Ciunas, ale co jeśli nie będzie w stanie znieść bólu? Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Pomóż mi, dobra Brighid...
    - W takim razie nie mam wyjścia – stwierdził Erwin. Ciara zacisnęła zęby. Łowca odwrócił się do Sharon. - A skoro ty i tak nic nie wiesz... - Wycelował w nią z broni.
    - No dobrze, kłamałam. Wiem, gdzie jest miasteczko czarownic – odezwała się pospiesznie brunetka. Ciara spojrzała na nią z przerażeniem.
    - A jednak. - Erwin uśmiechnął się. - Świetnie. Powiedz mi, gdzie, a cię wypuszczę, Sharon. Masz moje słowo.
    - Sharon, nie mów tego – zaprotestowała Ciara. - Nie możesz!
    - Och, nie bądź głupia, Ciaro. Nie zamierzam dziś umierać. - Spojrzała na Erwina. - Nie myliłeś się. Miasteczko znajduje się w Irlandii, w takim miejscu, że nigdy byś go nie znalazł. Choćbyś szukał przez całe swoje życie. 
 
 
 

4 komentarze:

  1. Ach, tylu potencjalnych kandydatów do uratowania Ciary, a pewnie i tak wydarzy się coś nieoczekiwanego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, w takim momencie koniec :D
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również czekam ;)

    OdpowiedzUsuń