Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

1.08.2021

Rozdział XXXVII. Na ratunek


     Ciara, po raz kolejny w ciągu ostatniej doby miała wrażenie, że serce podchodzi jej do gardła. Właśnie teraz, gdy miała już nadzieję na ratunek, gdy poczuła ulgę, że jednak nie umrze, a po drodze do domu jakoś uda im się z tego wyplątać, łowca nagle zmienił zdanie. Spojrzała na Alana, który, o dziwo, tym razem nie patrzył w jej stronę, choć szczerze wątpiła, że to z powodu poczucia winy. Za to Will uważnie jej się przypatrywał, jakby nie mógł się doczekać momentu jej śmierci. Czarownica odwróciła wzrok i zacisnęła usta. Może przynajmniej Sharon przeżyje, ucieknie i pewnego dnia Ian pozna całą prawdę.
    - Zaraz, chwila! - usłyszała głos kobiety. Najwyraźniej po raz kolejny próbowała stanąć w jej obronie. - Co ty wyprawiasz? Nie możesz jej zabić. Będziemy tam czekać miesiącami, poza tym, one nie opuszczają przecież miasteczka...
    - Bzdura, gdyby nie opuszczały, nie byłoby jej tutaj, a ty nie miałabyś pojęcia, że taka osada w ogóle istnieje – zauważył trzeźwo przywódca łowców.
    - Ale... jeśli nawet któraś opuści miasteczko, może to nastąpić za kilka miesięcy...
    - Zatem poczekamy.
    - Ale...
    - Jeszcze słowo i to ciebie zastrzelę. - Erwin skierował broń na Sharon. - Działasz mi na nerwy, wiedźmo.
    Brunetka zacisnęła usta. Erwin znowu wycelował w Ciarę.
    - Hm, ostatnie życzenie już wypowiedziałaś poprzednim razem, ale może chcesz coś jeszcze dodać przed śmiercią?
    Irlandka zamrugała, postanawiając, że nie będzie płakać. O nie, ten drań z całą pewnością nie zobaczy jej łez. Uniosła wyżej głowę i wtedy pojawiła się halucynacja. Tak, to musiała być jej wyobraźnia, na skutek wizji rychłej śmierci umysł najwyraźniej podsunął jej obraz osoby, za którą tęskniła najbardziej.
    - Shane – wyszeptała, wpatrując się w postać, która wyszła zza budynku.
    - No proszę, jak romantycznie – zakpił Erwin. - Jak na ostatnie słowo to...
    - Nie celuj w moją ukochaną – usłyszał nagle za sobą. - I odłóż broń. Natychmiast.
    Łowca odwrócił się powoli, nie opuszczając broni skierowanej w stronę Ciary. Po drugiej stronie budynku stał jasnowłosy mężczyzna, celując w niego z pistoletu. Drugi, brunet, właśnie wyszedł z zza garażu i wycelował w stojących obok vana łowców, Willa i Alana. Will natychmiast podniósł ręce. Alan mruknął coś pod nosem i zrobił to samo.
    - Odłóż broń na ziemię. - Ian zwrócił się do Erwina. - Powoli i bez żadnych sztuczek. Jesteście otoczeni. No, dalej.
    - Jest ich czterech – ostrzegła Sharon.
    - Wiemy – odparła dziewczyna o krótkich, ciemnych włosach, która wyszła zza domu, prowadząc przed sobą Ottona. Trzymała pistolet wycelowany w jego głowę. - Rzuć broń, a nikt nie ucierpi.
    - No proszę. Jednak blond wiedźma ma sporo przyjaciół – odezwał się Erwin, wpatrując się w Shane'a. - W porządku. A skoro o sztuczkach mowa. - Spojrzał na Ottona, potem na Willa i Alana. - To co prawda domena czarownic, ale my też mamy coś w zanadrzu.
    W następnej chwili upuścił na ziemię przedmiot, który zaczął wypuszczać gęste kłęby dymu. Will i Alan również coś rzucili, co dało taki sam efekt. Ciara usłyszała kilka wystrzałów i poczuła, jak Sharon łapie ją za rękę. Otoczyła je dusząca mgła. Obie zaczęły kasłać. Ciara przestała cokolwiek widzieć, słyszała tylko stukot butów przebiegających osób.
    - Szybko! - usłyszała głos Sharon, która pociągnęła ją w prawo, za budynek. Ciara przetarła oczy, opierając się o ścianę. Kaszel powoli przechodził. - Nie jesteś ranna? Ja też nie. Miałyśmy farta. Mogli nas powystrzelać w tym dymie... - mówiła Sharon, jednocześnie rozglądając się z niepokojem.
    - Co to takiego? - Młodsza z czarownic wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć gęstych oparów. Dym w tym miejscu już opadał, był prawie niewidoczny i nie drażnił tak bardzo płuc.
    - Jakiś rodzaj dymu krztuszącego, tak sądzę. Powinnyśmy uciekać, póki jest okazja. Wystarczy pobiec, minąć bramę i...
    - Co? Nie! - zaprotestowała Ciara. Dopiero co zobaczyła Shane'a. Musiała się upewnić, że jest prawdziwy. I że nic mu nie jest. - Och, Sharon. Tam był Shane! I Ian. I ta dziewczyna. Przyszli nam z pomocą! Widziałaś go, prawda? - Chwyciła czarownicę za ręce i potrząsnęła, dzwoniąc przy tym łańcuchami od kajdanek. - To nie halucynacja? To naprawdę był Shane?
    - Masz na myśli tego blondyna? - Sharon pokiwała głową i skuliła się, gdy rozległ się strzał. - Widziałam, widziałam, niezłe ciacho. Choć brunet też niczego sobie. Masz dobry gust.
    - Skąd oni wszyscy się tutaj wzięli? Myślisz, że to zasługa Farmazona? Musimy im pomóc!
    - A co możemy zrobić, skoro jesteśmy skute? - Uniosła znacząco dłonie.
    Zanim Ciara zdążyła odpowiedzieć, zza budynku wybiegła dziewczyna o ciemnych, krótkich włosach i zatrzymała się obok nich. Kaszlała przez chwilę, po czym odetchnęła i przylgnęła do ściany. Uniosła broń, gotowa do wystrzału. Wyjrzała zza ściany domu i pospiesznie się schowała. Spojrzała na czarownice, minęła je, wyjrzała po drugiej stronie i ukryła się przed kolejnym wystrzałem.
    - Ok, nie jest tak tragicznie. Jeden z przodu, jeden z tyłu. Za ciężarówkę pomknął ten grubas, nie wiem, gdzie czwarty. Ian chyba ukrył się w garażu. - Zerknęła na czarownice. - Damy radę. Ty jesteś Ciara, prawda? Shane mi o tobie opowiadał. A ciebie nie znam, ale zakładam, że jesteś po naszej stronie.
    - Kim jesteś? - zdziwiła się Irlandka.
    - Melissa. Siostra Iana i przyjaciółka Shane'a. - Sięgnęła po drugi pistolet i spojrzała ponownie na kobiety. - Umiecie strzelać?


    Ian był tak zaskoczony ruchem Erwina, że nie zdążył zareagować, gdy ten rzucił czymś o ziemię i skierował broń w jego stronę. Poczuł nagły ból w lewej ręce powyżej łokcia. W następnej chwili otoczył go dym.
    Cholera, zdążył tylko pomyśleć i w kilku susach dopadł najbliższej kryjówki, którą okazał się garaż. Wpadł tam i osunął się na ziemię. Rozkaszlał się i w końcu złapał oddech. Lewe przedramię paliło żywym ogniem, ale zacisnął zęby i spojrzał na trzymaną w dłoni broń. Niech no tylko ktoś tu wejdzie, a zrobi z niej użytek! Spojrzał w stronę drzwi i zaczął nasłuchiwać.
    Niegdyś często chodził z siostrą na strzelnicę. Co prawda ona miała dużo lepsze oko, ale oboje potrafili nieźle strzelać. Co innego jednak trafić w tarczę, a inaczej w żywego człowieka. Ian zacisnął zęby. Ci ludzie próbowali zabić Ciarę. I pewnie mają zamiar powystrzelać ich wszystkich. A teraz również Melissa znalazła się w niebezpieczeństwie. Dopiero co ją odzyskał. Nie chciał stracić jej ponownie.
    Skrzywił się, starając się nie myśleć o bólu. Przyjrzał się ranie, nie wyglądała groźnie. Krew przestała już płynąć. Kula musiała go zaledwie drasnąć, nie utkwiła w ciele. Mogło być gorzej, pocieszył się.
    Ostrożnie wyjrzał zza drzwi. Mgła już opadła, a naprzeciwko stał przywódca łowców, celując w garaż. Ian ledwo uniknął ostrzału. Wymamrotał jakieś przekleństwa skierowane w przeciwników i mocniej chwycił pistolet.
    Usłyszał strzały na lewo od niego, jednak nie odważył się wyjrzeć ponownie. Nie uśmiechała mu się kolejna rana. Zastanawiał się, czy nie zawołać Melissy, ale jeśli się ukryła, lepiej, by się nie odzywała.
    Przez chwilę panowała nienaturalna cisza. Ian podniósł się powoli. Przecież nie mógł tutaj siedzieć i się ukrywać, czekając, aż łowcy sobie pójdą. Nie pójdą, jeśli już, to przyjdą i go zastrzelą. Rozejrzał się. Garaż był niewielki, ale trochę zagracony. Przerzucił kilka rupieci i w końcu znalazł to, czego szukał. Duża pogięta blacha od jakiegoś starego samochodu. Prawdopodobnie kawałek maski. Idealna tarcza. Wystawił ją za drzwi, a gdy nie rozległy się strzały, ostrożnie wychylił głowę, gotowy zasłonić się w każdej chwili.
    Naprzeciwko garażu, na progu domu, ukryty za drzwiami, przyczaił się przywódca łowców.  Po prawej stronie kryjówki Iana, za drzewami, krył się drugi łowca, oddając regularne salwy na wprost, gdzie musiał ukrywać się Shane. Pozostałych dwóch, chudego i grubszego, nie było nigdzie widać. Po lewej stronie domu przez chwilę widział Melissę; zasypała przywódcę łowców gradem kul i ukryła się pospiesznie. Ian odetchnął z ulgą i zerknął w prawo. W samą porę, bo właśnie drugi łowca biegł prosto przed siebie z wycelowaną bronią. Mel była zajęta szefem łowców, a Shane'a nadal nie widział.
    Ian odetchnął i wycelował broń w biegnącego łowcę. W nogi. Nie chciał go przecież zabić. Policzył do trzech i wystrzelił.
    Łowca podskoczył, zaskoczony, ale ani trochę ranny. W następnej chwili to się zmieniło – mężczyzna upuścił broń, trafiony w dłoń kulą Shane'a, który najwidoczniej miał lepsze oko od Iana.
    - Kryj się!
    Ian zasłonił się blachą i wskoczył z powrotem do kryjówki. Gdyby zrobił to sekundę później, wyglądałby teraz jak sito. Odetchnął powoli. Jak na razie wszyscy żyli i oby się to nie zmieniło. Odczekał chwilę, zastanawiając się, czy nie wyjrzeć ponownie, gdy nagle ktoś wszedł do garażu drugim wejściem. Jeden z łowców, ten grubszy, stał i celował w niego z wyraźną satysfakcją. Jak mogłem nie sprawdzić, czy tam są drugie drzwi?!
    - Rzuć broń – nakazał łowca. Ian zaklął pod nosem i odłożył broń na ziemię. - Wychodzimy! - zawołał mężczyzna i wyszli z szopy. Ian zaklął ponownie. Shane był otoczony, a łowcy celowali w niego z broni. Najwyraźniej czwarty z wrogów wszedł do domu i wyszedł tylnymi drzwiami, zachodząc go od tyłu. Blondyn z wściekłością przyglądał się łowcom. Ian zacisnął zęby i rozejrzał się uważnie. Nigdzie nie widział swojej siostry, Ciary ani tej drugiej kobiety. Miał nadzieję, że się ukryły i nie zrobią niczego głupiego.
    - I co teraz, zabijecie nas? - spytał Shane. Erwin pokręcił głową w zamyśleniu.
    - Ciebie na pewno nie. Polecisz z nami do Irlandii. Pokażesz nam drogę do miasteczka czarownic i wpuścisz nas do niego.
    Irlandczyk prychnął i uniósł brwi.
    - Czyś ty się z Pukiem na rozum zamienił?
    - Co? - nie zrozumiał Erwin.
    - Czyli: chyba padło ci na mózg – przetłumaczył Ian. Łowca zmarszczył brwi.
    - Zobaczymy, co powiesz, gdy zacznę dobierać się do twojej dziewczyny.
    - Ciary w to nie mieszaj! - Shane zacisnął dłonie. - Jeśli ją skrzywdzisz...
    - Nie skrzywdzę, o ile zrobisz, co każę. - Odwrócił się w stronę domu. Dwóch pozostałych łowców wciąż celowało w Shane'a. - Wiedźmy! - zawołał głośno. - Nie ukrywajcie się. Wyjdźcie do nas, inaczej obaj zginą!


    Judy podskoczyła na siedzeniu samochodu, gdy rozległ się pierwszy wystrzał. Skuliła się za kierownicą, z bijącym sercem rozglądając dookoła. Nie protestowała, gdy kazali jej zostać w aucie. I tak nie potrafiła używać broni. Nigdy nie sądziła, że będzie jej to potrzebne. Wychowała się w spokojnej, zamożnej dzielnicy, a gdy wyjechała na studia, również unikała niebezpiecznych sytuacji. Próbowała co prawda chodzić na imprezy, ale wszechogarniający hałas nie przypadł jej do gustu; chciała też znaleźć pracę, lecz bogaci rodzice ostro sprzeciwili się zatrudnieniu w charakterze kelnerki. Jako opiekunka do dzieci wytrzymała jeden dzień, a pozostałe oferty nie były ani atrakcyjne, ani dobrze płatne. Zatem Judy w końcu dała sobie spokój i uznała, że skupi się na studiach, a potem poszuka pracy w zawodzie. Zdecydowanie unikała niebezpieczeństw.
    Aż do dzisiaj, kiedy to pojechała z mężczyzną swoich marzeń, jego siostrą i Irlandczykiem ratować czarownicę przed niebezpiecznymi łowcami.
    Odetchnęła i sięgnęła po komórkę. Może i nie mogła im pomóc, ale coś przecież musiała zrobić. A to w końcu byli porywacze i zabójcy.
    Wybrała numer.


    Ciara wpatrywała się w Melissę, która wypadła zza rogu tuż po rozpyleniu dymu przez łowców i wydawała się być w swoim żywiole.
    - Czy umiemy strzelać? Ja tak, Ciara – szczerze wątpię. - Sharon zerknęła na Melissę. - Ale wolałabym, żebyś nas rozkuła. - Uniosła dłonie.
    - Da się zrobić. Im nas więcej do walki, tym lepiej. Judy nawet nie chciała patrzeć na pistolet. - Mel pokręciła głową.
    - Judy też tu jest? - zdziwiła się Ciara.
    - Tak, została w aucie. - Mel wyjrzała zza ściany, wystrzeliła kilka razy i schowała się pospiesznie przed ostrzałem. - Nie jest dobrze. Mogą zajść nas z drugiej strony, musimy się pilnować. - Sprawdziła tył budynku i wróciła do czarownic. Wyjęła jakiś przedmiot przypominający zgięty drut i zaczęła majstrować przy kajdankach Ciary. - No, dalej, dalej... jest, poszło. - Uśmiechnęła się triumfalnie, gdy udało jej się uwolnić dziewczynę, ponownie sprawdziła sytuację za ścianą, oddała kilka strzałów, wymieniła magazynek i podeszła do Sharon. - Miałam rację, Ian jest w garażu.
    - Oby nic mu się nie stało – zaniepokoiła się Ciara i przetarła obolałe nadgarstki. Drżała na każdy dźwięk wystrzału, błagając po cichu Brighid, by żaden z nich nie dosięgnął jej ukochanego ani przyjaciela. Tak się o nich bała. Musiała im jakoś pomóc. Nie wiedziała jeszcze, jak i co mogła zrobić, nie chciała nikogo krzywdzić, ale nie mogła pozwolić, by łowcy zabili Shane'a lub Iana. Drgnęła ponownie, gdy rozległ się głos ukochanego. Krzyczał, by się kryć. Pewnie zwracał się do Iana, skoro one były ukryte. Co się tam działo?
    - Wiecie, to było bardzo pomysłowe, przesłanie wiadomości przez kota – odezwała się Melissa, majstrując przy kajdanach drugiej czarownicy.
    - To pomysł Sharon – przyznała Ciara. Spojrzała na czarownicę, która właśnie pozbyła się kajdanek.
    - Mam sporo błyskotliwych pomysłów – odparła kobieta, rozcierając nadgarstki.
    - To wymyśl, jak mamy z tego wybrnąć – mruknęła Melissa, wracając na stanowisko. Wyjrzała i prędko się ukryła. Ze ściany tuż obok jej głowy odpadł tynk. - Weźcie broń i pilnujcie drugiej strony. - Wyjęła zapasowe pistolety.
    - E tam, nie potrzebuję ich. - Sharon pokręciła głową, a jej oczy zrobiły się nagle jakby odrobinę ciemniejsze. - Miałam sporo czasu, by wymyślić, co zrobię z łowcami, gdy już pozbędę się kajdanek. - Sharon uniosła ręce, a powietrze wokół nich jakby zadrżało, wręcz zafalowało.
    - Co zamierzasz? - Ciara stanęła naprzeciwko niej. - Mogę pomóc.
    - Jak to co? Zabiję ich.
    - Nie! - zaprotestowała z przerażeniem jasnowłosa czarownica. - Nie możesz tego zrobić.
    - Niby dlaczego? Grozili nam, przez lata zabijali nasze siostry w magii i wszystkich tych, którzy stanęli im na drodze. Zasłużyli na śmierć.
    Zanim Ciara zdążyła odpowiedzieć, usłyszały głos Erwina.
    -  Wiedźmy! Nie ukrywajcie się. Wyjdźcie do nas, inaczej obaj zginą!
    - Nie rób tego, Ciaro! - usłyszała głos Shane'a. Jej serce przyspieszyło swój rytm. Był tam, zaledwie kilkanaście kroków od niej. Przybył jej na ratunek, a teraz sam był w niebezpieczeństwie. Przez nią. Usłyszała, jak Melissa przeklina i wygląda zza ściany. Czarownica spojrzała na Sharon.
    - Możesz ich szybko rozbroić? Jesteś w stanie to zrobić?
    - Zabiję ich – warknęła Sharon i zrobiła krok do przodu, ale Ciara chwyciła ją za rękę.
    - Nie, proszę, nikogo nie zabijaj. Zabierz im broń, zrób, by nie była bronią czy coś takiego. Potrafisz, prawda? Ja zajmę się resztą. Proszę. - Spojrzała na nią. Sharon zacisnęła usta.
    - Mam rozpocząć odliczanie? - odezwał się Erwin. - A może postrzelić któregoś w nogę? Sama wybierz, Ciaro – blondyna, czy bruneta?
    - Wychodzimy! - zawołała Ciara. Usłyszała protesty obu mężczyzn. Melissa wyglądała, jakby usilnie próbowała znaleźć rozwiązanie. Popatrzyła niepewnie na obie kobiety.
    - Jeśli wyjdziecie, zabiją was.
    - Niech spróbują – warknęła Sharon i jako pierwsza wyszła zza budynku.
    Melissa wychyliła się odrobinę, gotowa do strzału.
    Ciara ruszyła tuż za Sharon. Kilkanaście kroków dalej stali Ian i Shane, otoczeni przez łowców.
    Ciemnowłosa wiedźma nie czekała ani sekundy dłużej. Nie uniosła nawet rąk, żadnym gestem nie dała znać, co zamierza zrobić. Tylko wyszeptała zaklęcie.
    Ciara poczuła obok siebie siłę mocy, z jaką uderzyła jej towarzyszka. Broń w dłoniach czterech łowców po prostu wyparowała, zmieniając się w smugi czarnej pary, a naboje, teraz bezużyteczne, upadły na trawę.
    - Chciałaś, masz. Zaklęcie sublimacji – wyjaśniła Sharon, widząc zdumione spojrzenie irlandzkiej czarownicy. - Trudne, ale przydatne. Opanowałam je do perfekcji. Wiesz, że mogłabym to samo zrobić z ich ubraniami? - dodała po namyśle.
    Erwin zaklął i sięgnął do pasa, ale nie zdążył wyciągnąć kolejnej broni. Ciara już w trakcie zaklęcia Sharon rzuciła swoje. Trawa wokół łowców wyrosła i zmieniła się w długie pędy, owijające się wokół ich kostek niczym powój. Upadli niemal jednocześnie, a irlandzka czarownica szeptała prośby ku roślinom, które ochoczo je spełniały. Wyrastały z ziemi, otaczając mężczyzn tak ściśle, że nie mogli się poruszyć. Ominęły tylko głowę i szyję – Ciara nie chciała, by się udusili.
    - No, no. Brawa dla czarownic – mruknął Ian, przyglądając się związanym łowcom. - Muszę pamiętać, żeby nigdy żadnej nie zdenerwować.
    - I słusznie – stwierdziła Sharon. Ruszyła w stronę łowców. Ciara złapała ją za rękę.
    - Już po wszystkim, Sharon.
    - Będzie po wszystkim, kiedy go zabiję. - Wyrwała rękę. Wyglądała na wściekłą, jakby cała nagromadzona złość właśnie się skumulowała. Czarne loki powiewały na wietrze, a jej ciemne oczy ciskały gromy. - Z całą resztą możesz zrobić, co zechcesz, ale Erwin jest mój. Oszukał nas. Zabrał mi wszystko, zniszczył to, co wypracowałam przez lata. Uwięził. Trzymał nas w zamknięciu, w podłych warunkach, straszył, groził torturami, o mało nie zabił, a ty wciąż chcesz oszczędzić mu życie?! - Zacisnęła dłonie.
    - Sharon, wiem, że zasłużył na karę, ale my nie jesteśmy takie jak oni – przekonywała Irlandka. - Nie zabijamy i nie będziemy zabijać.
    - Mów za siebie. - Postąpiła krok do przodu i wyszeptała zaklęcie. Przywódca łowców krzyknął z bólu.
    - Sharon, przestań, proszę. - Ciara stanęła przed nią, jakby chciała powstrzymać jej czary. - Przecież my jesteśmy dobre.
    - Ty może i tak. Ja nigdy nie twierdziłam, że jestem dobra – warknęła brunetka. - A już na pewno nie dla tych, którzy próbują mnie zabić.
    - Ryzykowałaś życie, by mnie ratować. - Chwyciła ją za ręce i spojrzała w jej rozgniewane oczy. - I tylko dzięki tobie jakoś się trzymałam, gdy mnie porwali. Gdyby nie ty, dawno bym się załamała. Tyle ci zawdzięczam. Nie znam cię długo, ale to mi wystarczy. Nie jesteś zła.
    - Ale oni tak – odparła cicho Sharon. Erwin przestał krzyczeć i ciężko oddychał. Ciemnowłosa czarownica spojrzała ponuro na Ciarę. - Zasłużyli na śmierć.
    - Nie warto plamić sobie rąk ich krwią – wtrącił się Shane. Ciemnowłosa czarownica spojrzała na niego. - Wierz mi, naprawdę nie warto.
    Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu Sharon westchnęła z rezygnacją i założyła ręce na piersiach. Wszyscy patrzyli na nią oczekująco. Z wyjątkiem Melissy, która stała z opuszczoną bronią, pobladła i wpatrywała się w łowców.
    - Niech wam będzie. - Sharon opuściła ręce. -  Nie zabiję ich. Przeżyją i dalej będą nas gnębić, ale w porządku, czemu nie. Skoro tak się upieracie, to nie zrobię im krzywdy. Zadowoleni?
    - Dziękuję, Sharon. - Irlandka odetchnęła z ulgą.
    - To słuszny wybór – dodał Shane i spojrzał na Ciarę.
    Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli. A potem dziewczyna zrobiła krok do przodu i znalazła się w ramionach ukochanego. Objął ją i przytulił do siebie mocno. Poczuła ogromną ulgę, gdy tak długo wyczekiwany moment w końcu nastąpił. Jeszcze chwilę temu była przekonana, że umrze, a teraz czuła się najbezpieczniej na świecie. Był przy niej. Jej Shane, miłość jej życia, przemierzył kontynenty, by ją odnaleźć. I mu się udało. Wtuliła twarz w koszulę ukochanego i wybuchnęła płaczem, wyrzucając z siebie grozę ostatnich dni.
    - Ja... wiedziałam, że przybędziesz po mnie, ale tak się bałam, a potem... och, Shane...
    Tuliła się do niego, jakby chciała nadrobić te wszystkie dni, gdy go nie było. Dni, które wydawały jej się miesiącami. Znów czuła go przy sobie i była już pewna, że teraz wszystko się ułoży. Wrócą do Ciunas. Nie musi się już martwić. Nie, kiedy miała przy sobie Shane'a. Przebył długą i zapewne trudną drogę z Irlandii do Los Angeles, by ją odnaleźć i uratował w ostatniej chwili, niemal wyrywając ze szponów Morrigan.
    Mężczyzna kołysał ją w ramionach, tulił do siebie i szeptał uspokajające słowa.
    - Już dobrze, mój kwiatuszku. Jesteś bezpieczna. Ochronię cię. Nikt cię nie skrzywdzi, kochanie.
    Przytulił policzek do jej włosów. Wolał nie myśleć, przez co musiała przejść. Jak bardzo się bała, gdy myślała, że umrze lada chwila. Poranek był ciepły, ale noc chłodna, a Ciara miała na sobie jedynie sukienkę. Na pewno zmarzła. Zmęczona, pewnie głodna i zziębnięta, uwięziona przez łowców w ciemnej piwnicy. Przytulił ją mocniej, postanawiając, że już nigdy więcej nie dopuści do takiej sytuacji. Będzie ją chronił, zawsze i wszędzie.
    Ciara uspokajała się powoli. Podał jej chusteczkę. Otarła łzy i ponownie wtuliła się w jego ramiona.
    - Nawet nie wiesz, jak ja za tobą tęskniłam.
    - Wiem. Tęskniłem równie mocno.
    Nagle przerwał im dziwny odgłos. Spojrzeli na Melissę, która upuściła broń na trawę i wyglądała, jakby miała dostać ataku paniki.
    Ian natychmiast do niej podszedł i otoczył ramieniem.
    - Mel? Wszystko w porządku? Spójrz na mnie. Już po wszystkim. Pokonaliśmy ich.
    - My? - Melissa pokręciła głową. - Nie, nie my. One, kimkolwiek są. - Wskazała na Ciarę i Sharon. - Powiedz, że to się da jakoś logicznie wytłumaczyć.
    - Ian wie, prawda? - zapytał cicho Shane. Ciara skinęła głową.
    - Tak, wie. Spanikowałam i użyłam przy nim magii, w taki sposób się dowiedział. - Już całkiem spokojna, Irlandka otarła policzki z łez, wzięła ukochanego za rękę i podeszli do Melissy. - Jesteśmy czarownicami – wyjaśniła, uznając, że skoro siostra Iana ruszyła jej na pomoc, zdecydowanie ma prawo znać prawdę. - Ukrywamy się przed światem z powodu takich jak oni. - Wskazała na leżących łowców.
    - To... jakiś żart, prawda? - Brunetka popatrzyła na nich po kolei.
    - To prawda, siostrzyczko – odezwał się Ian. - Czarownice istnieją. A to, co przed chwilą widziałaś, to najprawdziwsza magia. Chyba nie myślisz, że teraz próbujemy z ciebie zażartować? O mało nie zginęliśmy, bo łowcy nienawidzą czarownic.
    - Aha. - Melissa odetchnęła parę razy. - Czyli ten migający kamień to magia. I parujące pistolety również. A ty... też jesteś czarownikiem...? - Popatrzyła dziwnie na Shane'a.
    - Ja? Nie, u nas tylko kobiety mają magię. - Irlandczyk pokręcił głową. Mel zmarszczyła brwi.
    - Więc o to przez cały czas chodziło, tak? O magię? Czary? I oczywiście tylko ja nic nie wiedziałam? - Spojrzała na Iana, który stał ze skruszoną miną. - No tak. Nikt nie pofatygował się, by mi wyjaśnić, co się tutaj dzieje! A skoro jesteście takimi wielkimi czarownicami, czemu wcześniej nie użyłyście czarów, by się stąd wydostać?
    - Kajdany – wyjaśniła Sharon. - Blokują naszą magię. Kiedy nas z nich uwolniłaś, znów mogłyśmy rzucać zaklęcia.
    - Rzucać zaklęcia. Aha. - Melissa objęła się ramionami, próbując sobie to wszystko poukładać w głowie. Przez chwilę Ciara patrzyła na nią z niepokojem. Ludzie różnie reagują na takie wieści, nie była pewna, czego się po niej spodziewać, ale Shane najwyraźniej dobrze znał tę dziewczynę. No i była w końcu siostrą jej przyjaciela.
    - Chyba powinniśmy ustalić, co z nimi zrobimy – zauważył Ian. Spojrzeli na łowców.
    - A może po prostu nas wypuścicie? - mruknął Alan i spojrzał na Ciarę. - Skoro twierdzisz, że się mylę i czarownice nie są złe, to czemu leżę tu ranny i spętany? Zawsze używacie magii, by krzywdzić innych.
    - Krzywdzić innych? Zabiliście dziewczynę, bo była podobna do czarownicy! - uniósł się Ian. - Mordujecie biedne kobiety tylko dlatego, że posiadają dar!
    - I próbowaliście zabić Ciarę, która nigdy nikogo nie skrzywdziła – dodał Shane, przytulając do siebie ukochaną.
    - Tak czy inaczej, nie możemy ich tak tutaj zostawić – mruknęła Mel. - Co zrobimy?
    - Ja mam pewien pomysł... - zaczęła Sharon, ale Ciara jej przerwała.
    - Nie zabijemy ich.
    - No to mam inny pomysł. Sublimacja...
    - Nie wyparują – zaprotestowała stanowczo.
    - Oni nie. Ale przynajmniej niech zobaczą, że z wiedźmami się nie zadziera. - Zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, wyszeptała zaklęcie.
    Łowcy zostali bez ubrań.
    Ciara krzyknęła i zarumieniła się, Melissa parsknęła dziwnym, niemal histerycznym śmiechem, Ian popatrzył na Sharon z rozbawieniem, a Shane ze zdumieniem. Will i Otton zaczęli kląć na czym świat stoi, Alan tylko prychnął i spojrzał ponuro na ciemnowłosą czarownicę, a Erwin przysięgał zemstę.
    - Sharon! To... bardzo nieładnie! Oddaj im natychmiast te ubrania! - zawołała oburzona Ciara. Starsza z czarownic rozłożyła ręce.
    - Ale już wyparowały. Nie cofnę tego.
    W tym momencie rozległ się dźwięk policyjnych syren i na podwórko wbiegła Judy z komórką w ręce. Zatrzymała się gwałtownie na widok związanych, nagich łowców.
    - Ojej. O rany. Co mnie ominęło?

-> następny rozdział

8 komentarzy:

  1. Super rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał, nareszcie, nareszcie się spotkali! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała historia. Zastanawiam się czy jeszcze coś piszecie? Możesz podać jakieś namiary? I bardzo mnie interesuje czy będziecie kontynuować Dorian story? Ta historia siedzi we mnie od kilku lat i nie mam pojęcia dlaczego nie wydaliście jej jako książki? Chętnie zareklamuje gdzie się da. Jest super grupa na faceebuku nazywa się Fantastycznie pogaduchy. Serio cudowne osoby. Może przydałaby się wam jaka reklama? Ja osobiście już tam o was dawno pisałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Dziękujemy za miłe słowa :) Tak, obecnie piszemy kontynuację "Doriana" - nosi tytuł "Królowa". Planujemy wrzucić na bloga, ale do tego jeszcze trochę. To miło, że nas reklamujesz, ale chyba mało osób czyta teraz blogi.
      Co do wydania "Doriana", to kwestia nieco sporna, ale namawiaj Iarę, może Tobie da się przekonać;)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    2. A co innych naszych opowiadań, zaglądałaś tutaj: http://jardin-des-mots.blogspot.com/ ?

      Usuń
    3. Nie ale na pewno nadrobię. Masz rację ostatnio blogi zrobiły się troszkę mniej modne. Może wrzucić jakiś fragment na coś w stylu wattpad albo fanfictin.net? Tam dużo ludzi teraz siedzi. Sama nie wiem. Ja już jestem trochę dinozaurem w tych sprawach. Preferuje książki ale wasze historie są o niebo lepsze od niektórych mocno lansowanych dzieł których nie da się "odzobaczyć" 🤷

      Usuń
  4. Dzień dobry!
    Zapraszam Cię serdecznie do przeczytania i skomentowania mojej powieści
    https://wszyscy-mamy-sekrety.blogspot.com/
    Dwie historie rozgrywające się w różnych czasach – czasy wojenne i współczesne. Z pozoru nic je nie łączy, ale czy na pewno? Każdy człowiek skrywa jakąś tajemnicę, nieważne, czy małą, czy dużą. Dowiedz się, jakie sekrety skrywają bohaterowie. Będę wdzięczna za opinię, to doda mi motywacji. :)

    Zapraszam też do wzięcia udziału w wyzwaniu pisarskim organizowanym na
    https://wyzwania-pisarskie.blogspot.com/
    Wystarczy napisać krótkie opowiadanie na dowolny temat. Poćwicz swoje pióro. Pobaw się słowem. Można wygrać książkową nagrodę!

    A może spróbujesz swoich sił w innej dziedzinie? Zachęcam do wzięcia udziału w akcji poświęconej Taylor Swift.
    https://swift-kreatywnie.blogspot.com/
    Daj się ponieść swojej wyobraźni i stwórz coś dowolnego, np. obraz, zdjęcie, wiersz, opowiadanie, komiks. Cokolwiek, byleby wiązało się ze Swift. Tutaj również można wygrać nagrodę.


    Pozdrawiam ciepło!
    Sovbedlly
    PS. Przepraszam za reklamę, ale nie znalazłam innej zakładki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    Wesołego Halloween (ツ)

    OdpowiedzUsuń