Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

25.01.2020

Rozdział XXXII. Dzikus

    Tylko nie patrz w dół, powtarzała sobie, przesuwając się po gzymsie. Niedawno była w podobnej sytuacji, jednak tym razem starała się nie spaść. Jak się okazało, było to o wiele trudniejsze zadanie. Każdy krok mógł spowodować, że jej noga ześlizgnie się z wąskiego gzymsu i spadnie, nim zdąży wypowiedzieć zaklęcie. Budynek nie był na tyle wysoki, by zapewnić jej długi lot w dół, ale wystarczająco, by upadek ją zabił. Poza tym wcale nie chciała uciekać. Obiecała Kistenowi, że zaczeka, a więc zaczeka. Po prostu musi się schować.
    - Ruda, nie chcę cię poganiać, ale właśnie dobijają się do drzwi i mają zamiar je wyważyć.
    Wyważyć? Co takiego zrobił Kisten, że policja ścigała go tak uparcie? Czarownica zacisnęła zęby, przesuwając się wzdłuż ściany krok za krokiem. Wisząca jej nad głową Isabelle wcale nie wpływała na nią pokrzepiająco. Przeciwnie, stres wydawał się jeszcze większy.
    - Mam ich zająć? Jestem w tym dobra, naprawdę.
    W to Siobhan nie śmiałaby nawet wątpić. Dlatego też zdecydowanie pokręciła głową. Otworzyła usta, by potwierdzić gest słowami, kiedy usłyszała dźwięk otwierajnych drzwi.
    Już są.
    Nie słyszała, o czym mówią mężczyźni, udało jej się tylko wyłapać imię Kistena i nazwisko Savage. Czyżby chodziło o niego? Omal nie zachichotała. Dzikus? Pasowało idealnie, nie mógłby trafić lepiej.
    Odsunęła się jeszcze kawałek, modląc się do Flidais, by policjanci nie wpadli na pomysł wychylenia się przez okno. Zerknęła na Isabelle, szukając u niej potwierdzenia. Różowowłosa uniosła w górę dłoń, dając do zrozumienia, by czarownica na chwilę się wstrzymała. Sama natomiast podfrunęła do okna i zajrzała doń z ciekawością.

    Nie było ich. Perry zacisnął zęby, rozglądając się po apartamencie należącym do Kistena Savage'a. Jego partner, wysoki, ogolony na łyso mężczyzna, zajrzał do sypialni.
    - Nie wiem, w co wdepnąłeś, Perry, ale nie podoba mi się to. Ktoś był tu jeszcze dzisiaj, okna są otwarte, w łazience wciąż wiszą wilgotne ręczniki, a tutaj... no tutaj mamy coś specjalnego.
    Jeff Daniels otworzył szeroko drzwi i przywołał gestem partnera. Detektyw Perry uniósł brwi, wszedł do połączonej z sypialnią łazienki i spojrzał na zawartość opróżnionego przez Danielsa kosza na brudną bieliznę. Koszula, która z niego wyleciała, zdecydowanie nie należała do czystych. Ani klasycznie brudnych.
    - Trochę dużo krwi, jak na zacięcie podczas golenia, co Perry?
    Detektyw wyjął z kieszeni niewielkie szczypce i ostrożnie podniósł tkaninę. Dziura jak po kuli, oczywiście. Mógł się tego spodziewać. Savage okazał się twardszy, niż myślał. Twardszy niż to było możliwe. Krew, którą stracił na miejscu zdarzenia, świadczyła o sile obrażeń. Nie mógł po prostu wrócić do domu, powinien trafić do szpitala i leczyć się przez długi czas. Nad wyraz ciekawe.
    - Zechcesz mi coś wyjaśnić, Perry?
    Perry wyciągnął foliową torbę na dowody i wrzucił do niej zakrwawioną koszulę. Postanowił, że najlepiej zrobi, oddając ją do analizy. Był ciekaw, co też wykażą badania. Bo w cuda nie wierzył, na pewno nie tym razem.
    - Obawiam się, że nie umiem tego wyjaśnić, Daniels. Facet krwawi, a potem znika jak kamfora. Nie wiem, jakim cudem był w stanie chodzić po utracie tak znacznej ilości krwi.
    Starszy mężczyzna przesunął dłonią po łysej czaszce.
    - A więc zaczynamy wierzyć w Harry'ego Pottera czy Draculę?
    Daniels zatrzymał spojrzenie na nienaturalnie poruszającej się firance.
    - Wiesz, Daniels... lepiej będzie, jeśli przeczytasz obie te książki.
    Starszy detektyw prychnął i po raz ostatni przejrzał się po mieszkaniu. Zerknął na partnera, który z zainteresowaniem przyglądał się gablocie.
    - Chodźmy stąd, Perry. Wiesz, że nie mieliśmy nakazu. I zostaw tę gablotę.
    Marcus Perry odstąpił o krok, wciąż obserwując mebel. Coś było z nim nie tak...
    - Pomóż mi to przesunąć.
    Daniels zatrzymał się w drzwiach, rzucając gablocie niechętne spojrzenie.
    - Daj spokój, czego oczekujesz? Że ten facet okaże się cholerną Buffy? Wychodzimy. I tak możemy mieć kłopoty za zabranie tej koszuli.
    Młodszy detektyw westchnął i ruszył za partnerem. Żałował, że nie poznał żadnego z sekretów Savage'a, ale przynajmniej miał dowód. Aż zżerała go ciekawość, co wykażą badania.
    - Coś mi mówi, że Buffy to przy nim pikuś.

    Wreszcie. Siobhan odetchnęła głęboko i ostrożnie wróciła do środka. Może i była czarownicą, ale stanie na gzymsie nie należało do jej ulubionych zajęć. Spojrzała na kotkę, która ponownie ułożyła się na kanapie i zapragnęła pójść w jej ślady. Ciągle nie była pewna, czego tak naprawdę szukali policjanci, ale wiedzieli o jej ingerencji. Nie, że zrobiła to osobiście, ale, że stało się coś niezwykłego. Nie miała pojęcia, kim jest Harry Potter, ale przeczuwała, że to nic dobrego.
    - Zrozumiałaś coś z tego? - Obejrzała się na Isabelle.
    - Jedno, ruda. Jedno. Masz kłopoty.
    - Ja? - Czarownica spojrzała na nią ze strachem. Jakby nie miała dostatecznej ilości kłopotów! Nic złego nie zrobiła, dlaczego ten świat nie może dać jej spokoju? Prosi o tak wiele?
    Najwyraźniej, przemknęło jej przez myśl, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Dość, wraca do domu. Teraz, zaraz. Nieważne jak, nieważne za co.
    - Jakiś facet! Z dziwną bródką, ja bym takiemu nie wierzyła! - Zawołała Isabelle, na wpół przenikając drzwi. - Wydaje się zniecierpliwiony, ale nie wygląda na to, by chciał sam dostać się do środka. I to na pewno nie glina...
    Mogła się bronić. Miała swoją magię, w mieszkaniu Kistena z łatwością znalazłaby coś, czego mogłaby użyć jako broni. Wazony, szkła, noże... Spojrzała na gablotę, o której wcześniej rozmawiali detektywi. Zmarszczyła brwi i wyciągnęła ku niej rękę.
    - Poszedł! Chyba... chyba jednak mogłaś otworzyć, ruda. Zdaje się, że to był dostawca. Pewnie przyniósł śniadanie...
    Gablota otworzyła się z głośnym trzaskiem. Obróciła się wokół własnej osi, ukazując imponującą kolekcję. Kolekcję do zabijania.
    - A niech mnie robaki zeżrą, ruda, coś ty zrobiła?!
    Nie po raz pierwszy zrozumiała, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie powinna była tego znaleźć. Teraz, widząc zbiór różnego rodzaju broni, nie mogła tak po prostu zamknąć gabloty i zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Zabijał tym czarownice, domyśliła się natychmiast. Jej siostry w magii ginęły od broni ukrytej w jego apartamencie. Broni, na którą właśnie patrzyła.
    Zamieszkałam u mordercy... Jak mogła zapomnieć? Czy te ładne oczy aż tak ją omotały? Nie, to przysięga. Obiecał mi.
    - Co mam z tym zrobić, Isabelle?
    Pokręciła głową, pyta o zdanie martwą dziewczynę. Nie mogła upaść niżej... a nie, jednak mogła. Zaufała łowcy i ciągle chce mu wierzyć. Zacisnęła zęby, podchodząc do gabloty. Nigdy wcześniej nie widziała takiego uzbrojenia. Pistolety różnego rodzaju. Nie znała ich nazw, nie wiedziała, na czym polega różnica, były przeciętne, długie, małe, grawerowane... Wszystkie najspokojniej wisiały na haczykach i lśniły, jakby się z niej naśmiewając. Niektóre były naprawdę duże, sama w życiu nie utrzymałaby czegoś takiego. Te wielkie lufy... coś takiego musiałoby rozerwać człowieka na kawałeczki. Obok wisiały miecze. Długie, krótkie, obosieczne, o wąskich i szerokich ostrzach z mocnymi klingami. Jedna miała dodatkowe ostrza wystające z głowicy. Siobhan ujęła miecz i przyjrzała mu się uważnie. Żadnych śladów krwi. No tak, na pewno je czyścił.
    - Jak myślisz, Isa, co się z tym robi? Dlaczego ostrza się rozchodzą?
    - Żeby cię lepiej zabić, Kapturku, a coś myślała. Jest jak wielki zły wilk.
    Wilk? Może faktycznie było coś dzikiego i zwierzęcego w jego oczach. Czasami, kiedy na nią patrzył, czarownica odnosiła wrażenie, że ma przed sobą nie człowieka, ale bestię. Czy to prawdziwego Kistena wtedy widziała? A może klątwę, która nad nim ciążyła?
    Wróciła wzrokiem do zawartości tajemnej skrytki Kistena, wciąż trzymając miecz. Noże: proste, zakrzywione, zębate, sztylety, szable, a nawet włócznie. Pierścienie o ostrych powierzchniach, dziwnie wyglądające bransolety, gwiazdki, jakie widziały z Kateriną w filmie o ninja. Shurikeny, przypomniała sobie. Dalej leżały strzałki o ostrych zakończeniach, zestawy naboi. I te sztylety, przypominające trochę igły, służące z pewnością do zadawania ran kłutych. Trochę przypominały widełki.
    - Sai. Bardzo poręczne.
    Podskoczyła, słysząc głos tuż za plecami. Obróciła się, automatycznie wyciągając przed siebie miecz. Stojący za nią mężczyzna bez trudu pochwycił ostrze.
    - Odłóż to, rudzielcu, bo zrobisz sobie krzywdę.
    Pozwoliła, by Kisten wyjął broń z jej dłoni i posłała mu złośliwe spojrzenie. Lepsze to, niż powiedzieć mu, jak bardzo ucieszyła się, że już wrócił.
    - Celowałam w ciebie.
    Pokręcił głową z uśmiechem i wskazał miecz.
    - Źle go trzymałaś, jeszcze trochę przesunęłabyś dłonią i zraniłabyś się mniejszymi ostrzami. - Wykonał zamach, ściskając głownię w odpowiednim miejscu i mniejsze ostrza rozłożyły się gwałtownie. - Zrób tak w czyimś ciele, a już nic go nie uratuje.
    Odłożył broń na swoje miejsce. Teraz wydawała się czarownicy jeszcze straszniejsza. Mimo to stanęła u boku łowcy i wskazała widełkowe sztylety.
    - Sai to dziwna nazwa.
    Uśmiechnął się i wręczył kobiecie jeden sztylet. Zawahała się, ale ujęła go ostrożnie.
    - To japoński sztylet. Jego nazwa oznacza róg śmierci. Idealne do rzucania, jak i walki wręcz. Są tak mocne, że łatwo blokują ciosy zadane mieczem, a nawet czasem łamią jego ostrze.
    - A to? - Oddała sai i wskazała dwa sierpy. - Kosisz tym trawę? A może udajesz śmierć? Podobno wy tak ją postrzegacie. Jako trupa z kosą.
    Zaśmiał się, słysząc tok jej rozumowania. Czy ona naprawdę uważała to za kosę? Była aż tak odizolowana od świata?
    - To sierp, rudzielcu. Wyobrażasz sobie mnie z kosą? - Zaśmiał się jeszcze raz. - Broń nazywa się kama i również pochodzi z Japonii.
    Spojrzała na niego, wciąż nie wiedząc, co myśleć o całej tej kolekcji. Była pewna, że nie trzymał tego wszystkiego, żeby podziwiać śmiercionośne narzędzia. Używał ich. Usiadła na kanapie, starając się nie myśleć o tym, że jeszcze niedawno, któraś z tych broni pozbawiła życia czarownicę.
    Drgnęła, kiedy usłyszała cichy trzask zamykanej gabloty. Kisten usiadł obok niej i lekko szturchnął ją ramieniem. Co? Posłała mu niepewne spojrzenie.
    - Co jest? Wyglądasz, jakbyś się źle poczuła.
    Och. Nie sądziła, że to widać. Powinna powiedzieć mu prawdę? Że wciąż się boi, że nie może zapomnieć, kim jest on? Kim ona jest? Rozejrzała się, szukając wsparcia, ale Isabelle wyparowała w chwili, gdy łowca wszedł do pokoju. Pewnie nadal wstydziła się ich ostatniego spotkania.
    - Czym zamierzałeś mnie zabić, Kisten?
    Dostrzegła zaskoczenie w jego oczach. Wcale nie takich dzikich, doszła do wniosku. Zawahał się, a potem odwrócił wzrok, jakby wystraszył się, że może wejrzeć w jego duszę. To był jeden z przesądów na temat czarownic: nie patrz im w oczy, bo zobaczą twoją duszę. Gdyby to było takie proste, nie istniałyby sekrety w Ciunas. Owszem, istniał czar, pozwalający na wgląd do wnętrza jakiejś osoby, jednak do tego należało przygotować eliksir. Wymagał wyszukanych ziół, dużej wiedzy i ciężkiej pracy. A także pozwolenia Rady. Siobhan nigdy nie umiała go przyrządzić, a szkoda. Wiele by dała, by poznać myśli Kistena Savage'a.
    - Już nie zamierzam.
    Zerknęła na niego, zastanawiając się, ile prawdy jest w słowach, które przed chwilą wypowiedział. Nie umknęło jej również, że nie odpowiedział na jej pytanie. Sprytne, ale nie wystarczająco. Tym razem zamierzała być uparta.
    - Czym, Kisten?
    Westchnął, spoglądając na nią niechętnie. Dziwnie było rozmawiać ze swoją niedoszłą ofiarą właśnie na temat jej domniemanego zabójstwa. Miał powiedzieć, że przeprasza? Że żałuje? Skłamałby, a ona by o tym wiedziała. Poza tym wcale nie zapytała dlaczego. Chciała wiedzieć jak.
    - Najczęściej używam broni białej. Wymaga bezpośredniego kontaktu.
    Zachłysnęła się powietrzem.
    - Lubisz patrzeć ofiarom w oczy?
    Kiedy potwierdził, miała ochotę wiać, gdzie banshee mówi dobranoc. Albo jeszcze dalej, do Zaświatu, byle znaleźć się poza zasięgiem tego mężczyzny.
    - Chciałem widzieć, jak zmieniają się ich oczy, kiedy już wiedzą, że je zabiję. Kiedy żadne czary nie są w stanie im pomóc. Myślałem, że wtedy ja również coś poczuję. Jakąś dziką satysfakcję, że one nie obudzą się o świcie.
    Zrozumiała. Tym razem naprawdę go rozumiała, być może bardziej niż on sam. Szukał czegoś, co pomoże mu przetrwać, zrozumieć. Wybrał zemstę, ale to wcale nie działało tak, jakby sobie zażyczył.
    - Poczułeś to?
    Zaśmiał się sucho i spojrzał jej w oczy, tym razem nie odwracając wzroku.
    - Byłabyś tu, gdyby podziałało?
    Bynajmniej.
    - Byłabym w grobie, jak sądzę.
    - Znając twój charakterek, pewnie prześladowałabyś mnie jako duch, więc cieszę się, że cię nie zabiłem, rudzielcu.
    Uśmiechnęła się. To była najmilsza rzecz, jaką jej powiedział, nawet jeśli jego ton pozostawał nieco złośliwy. Dotknęła jego policzka, drgnął zaskoczony tym gestem, ale chwyciła jego dłoń, nim się odsunął.
    - Ja też się cieszę, Kist. Wiesz, tak sobie pomyślałam... - Odsunęła dłoń od jego policzka. - Może dlatego tu jestem. Żeby uwolnić cię od klątwy...
    Skrzywił się, zabierając rękę z jej uścisku. Wstał i sztywnym krokiem podszedł do okna.
    - Nie będziemy o tym rozmawiać, wiedźmo. Mamy umowę i trzymajmy się jej. Nie było nic o zwierzeniach i rozmowach, więc po prostu róbmy, co do nas należy.
    Przewróciła oczami. Tak to jest, kiedy próbuje się być miłym. Ludzie zdecydowanie lepiej na nią reagowali, kiedy była złośliwa.
    Z tą myślą ruszyła za nim, a miękki dywan łaskotał jej bose stopy.
    - Jeszcze jedno, Savage. Była tu policja i zabrali twoją koszulę. Do analizy, nie licz na to, że zrobią sobie z niej ołtarzyk.
    Spojrzał na nią z rozbawieniem. Ołtarzyk? A to ciekawe, dlaczego właśnie to przyszło jej do głowy.
    - Ołtarzyk zostawią dla ciebie, rudzielcu. Dlaczego ich wpuściłaś?
    Wydęła wargi.
    - Sami weszli, przeszukali dom i poszli. Masz szczęście, bo jeden z nich zainteresował się twoim arsenałem. On coś podejrzewa, Kisten. A ja chcę wiedzieć, w co nas wpakowałeś.
    Parsknął. Kobiety. Zawsze zwalają winę na mężczyzn, cokolwiek by się nie działo.
    - Nie martw się. Jest taki jeden, który ciągle węszy, ale nigdy nic nie znajduje. W magię nie uwierzy, nie musisz się bać.
    Nie była tego taka pewna, rozmowa policjantów wydawała jej się co najmniej... dziwna.
    - Mówili jeszcze coś o jakichś ludziach... - zmarszczyła brwi, przypominając sobie imiona – Dracula, Buffy i Harry Potter. Znasz ich? To inni łowcy?
    Nie miała pojęcia, co tak go rozśmieszyło, ale Kisten właśnie zgiął się wpół i śmiał  tak długo, że jej cierpliwość zaczęła się kończyć. Wzięła się pod boki i patrzyła na niego gniewnie, podczas gdy on ciągle się śmiał. Wreszcie wiedziała, co robić, by pozbyć się natrętnego łowcy. Rozśmieszyć go. Przy odrobinie szczęścia sam nadzieje się na własny nóż.
    Uniósł dłoń, dając jej do zrozumienia, że próbuje się opanować. Po chwili wyprostował się i posłał jej rozbawione spojrzenie. Pomyślała wtedy, że kiedy się uśmiecha, wygląda równie pociągająco, jak kiedy jest wściekły. Niebezpieczna kombinacja.
    - Ujmę to tak... muszę wprowadzić cię do normalnego świata, bo pewnego razu źle to się skończy. A imiona, które wymieniłaś, należą do postaci z książek i filmów. Okrutny wampir, łowczyni wampirów i nastoletni czarodziej. A to, moja ruda czarownico, jest znak dla nas, że musimy być ostrożniejsi. Wygląda na to, że jednak dopuszczają do siebie nieracjonalne rozwiązania...
    Wiedziała, że jeden z policjantów coś podejrzewa. Kłopoty to tylko kwestia czasu. Jeśli nie zaczną działać, będzie gorzej. Co mogą zrobić?
    - I co teraz?
    - Nic. - Wzruszył ramionami. - Nic na nas nie mają, więc mogą sobie myśleć, co chcą. Nasz podstawowy problem to ubranie dla ciebie. Nie obraź się, ale obecne wygląda okropnie.
    Spojrzała na swój strój i musiała przyznać mu rację. Bluzeczka była brudna i poszarpana, nogawki spodni wyglądały jeszcze gorzej.
    - Moje ubrania zostały u Kateriny... Wszystko tam zostało... Myślisz, że mogę wrócić?
    - Ze mną jesteś bezpieczniejsza.
    Kto by pomyślał. A sidhe wcale nie odeszły na zawsze do Zaświatu, co? Przypomniała sobie jeszcze jedno ważne pytanie, którego wcześniej nie zdążyła zadać. Zapyta, a potem znów może być wredna.
    - A co z Samuelem? Co zrobiłeś?
    Zerknął na nią przelotnie, wchodząc do sypialni. Zawahała się, zamarudziła w miejscu przez chwilę, ale ostatecznie ruszyła za nim.
    - Zastrzeliłem go.
    Westchnęła przeciągle, krzyżując ramiona na piersi. Chrząknęła.
    - Kist, pytam poważnie.
    Ciemnoniebieska koszula pofrunęła w jej stronę i wylądowała na głowie gniewnie parskającej czarownicy. Siobhan zdarła ją gwałtownym gestem.
    - Kisten! Wiedziałam, że twoje nazwisko to nie przypadek! Jesteś dzikus i nic tego nie zmieni!
    - Równie dobrze mogłem kazać ci się rozebrać i nie dać nic w zamian, prawda? Przebieraj się, mała, chyba, że chcesz zobaczyć, jakim dzikusem mogę stać się za chwilę. - Sam również zdjął ubrudzoną ziemią koszulę i rzucił ją na podłogę. Uśmiechnął się, słysząc gniewne sapnięcie.
    - To ja może wyjdę, skoro masz zamiar się teraz rozbierać...
    - Rób, co chcesz, tylko załóż, co ci dałem. - Rzucił jej parę damskich spodni. - Nie pytaj czyje, nie mam pojęcia.
    Złapała spodnie, jednocześnie ciskając w łowcę pioruny wzrokiem.
    - Przestań wreszcie! Odpowiedz mi na pytanie, dobrze? Co z Samem?
    Wzruszył ramionami, śledziła ruch jego mięśni, a kiedy zdała sobie sprawę, że on również o tym wie, spłonęła rumieńcem.
    - Powiedzmy, że... pozwoliłem mu odejść. Jeszcze jakieś pytania? Mam pomóc ci w przebieraniu? - Posłał jej znaczące spojrzenie, które po raz kolejny przyprawiło czarownicę o rumieńce.
    - Dzikus!
    - Ściągam spodnie, Siobhan.
    Pisnęła, wybiegając z jego sypialni, odprowadzona jego głośnym śmiechem.

    Laboratorium było puste, nie licząc detektywa Perry'ego i młodej lekarki Clair Simmons. Kolejna zniewaga dla sprawy, przydzielać badania nowicjuszce. Marcus westchnął i oparł się o ścianę. Tak łatwo go nie powstrzymają, rozgryzie tę sprawę. Poluzował krawat zmęczony upałem panującym od rana. Czasem nienawidził swoich sztywnych ubiorów.
    Młoda pani doktor odgarnęła z twarzy kilka niesfornych kosmyków i jeszcze raz spojrzała na wyniki, po czym zajrzała przez mikroskop na badaną krew. Niesamowite, jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego.
    - Więc, mówił pan, że skąd to ma, detektywie?
    - To krew z ubrania ofiary. - I podejrzanego, choć na to wciąż nie miał dowodów. - Jakie są wyniki?
    - Wyjątkowo intrygujące, detektywie. Owszem, krew pasuje do próbek sprzed siedmiu lat, bez wątpienia należy do Kistena Savage'a, ale...
    Wyduś to z siebie, dziewczyno. Nie znosił pracować z młodymi, do wszystkiego podchodzili jak do rzeczy niesamowitych, nie potrafili się wysłowić i nigdy nie wiedzieli, które informacje są najważniejsze. Odkąd razem z partnerem wyjaśnili, że najprawdopodobniej Savage był w domu, przełożeni przestali traktować tę sprawę poważnie. Dlatego też przydzieli mu Clair Simmons.
    - DNA uległo zmianie... to znaczy... wciąż występuje zgodność, ale... on się regeneruje... bardzo powoli, ale jednak...
    Zamrugał zaskoczony i podszedł do doktor Simmons, nagle tracąc ochotę na podpieranie ściany. Zajrzał jej przez ramię, siląc się, by nie wyrwać dokumentów z jej rąk. Zajrzał przez mikroskop, widząc, że to i tak niczego nie zmieni, bo nie widziałby, na co ma patrzeć.
    Klepnęła go w dłoń i wskazała trzymaną przez siebie kartę.
    - Wyniki ma pan tutaj, detektywie, proszę zostawić, bo pan zepsuje.
    Przewrócił oczami, ale odstąpił od mikroskopu i przyjrzał się zapiskom. Na szczęście, dziewczyna pisała wyraźnie. Na nieszczęście, mimo wszystko nic z tego nie rozumiał.
    - Wyjaśnisz mi, na czym polega ta anomalia?
    - Wersja dla bystrzaków, co? Niech będzie, DNA tego człowieka ulega regeneracji, powolnej, ale działającej na innych zasadach, niż powinno dziać się to w ludzkim organizmie. Proszę wyobrazić sobie człowieka, który został ranny... postrzelił go pan. - Machnęła podkładką. - Ciało tego człowieka zaczyna się leczyć automatycznie, jak w powieści science fiction.
    Uniósł brwi, notując uzyskane informacje. Ciekawe. Biorąc pod uwagę jego niedawne podejrzenia, fascynujące. Masz trop, Perry, nie schrzań tego.
    - To znaczy, coś jak wampir?
    Wzruszyła ramionami.
    - To zależy, czy wierzymy w wampiry, detektywie. - Usiadła przy niewielkim biurku, jeszcze raz lustrując swoje wyniki.
    - Załóżmy, że dzisiaj wierzymy we wszystko. - Odnotował w pamięci, by po tej rozmowie spotkać się z Kateriną Romanową i dowiedzieć się wszystkiego na temat świata magii.
    - Być może to coś takiego jak wampir. Ale nie taki, jaki funduje nam Hollywood, nie jest nieśmiertelny i nie uleczy się na pańskich oczach, detektywie. Jednak, kiedy wróci się do niego następnego dnia... będzie zdrowy. Nie wiem, jak to możliwe, może był przedmiotem badań genetycznych...
    - Albo nasz świat nie jest taki, jak nam się wydaje, doktor Simmons. Co pani powie, kiedy dorzucę, że nasz zmutowany Dracula kręcił się wokół kobiety uchodzącej za czarownicę?
    Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze ze świstem.
    - W takiej sytuacji powiedziałabym, że mamy tu sensację.
    Skinął głową, chowając notes.
    - To musi pozostać miedzy nami, doktor Simmons. Jedno słowo, a federalni dobiorą się nam do tyłków i przywłaszczą sobie sprawę.
    Clair założyła ręce na piersiach.
    - I urządzą sobie nową inkwizycję? Ale pan, detektywie, człowieku z misją, ma zamiar im przeszkodzić.
    Parsknął.
    - Policja ma służyć ludziom. Jeśli ten facet okaże się winny, zamknę go z ogromną przyjemnością, jednak pewne rzeczy lepiej zachować dla siebie. O ile nie okaże się ludzką maszyną do zabijania, nie oddam go federalnym. - Sięgnął po marynarkę i wyjął z kieszeni komórkę.
    Wybrał numer Kateriny i czekał na połączenie. Odebrała po trzech sygnałach.
    - Muszę wiedzieć wszystko o magii i klątwach. Zaraz u ciebie będę.

    Siobhan usiadła obok Kistena z talerzem pełnym jedzenia. Włożyła do ust kilka frytek i podsunęła mu naczynie pod nos. Zmarszczył brwi i posłał jej niecierpliwe spojrzenie. Zarumieniła się i postawiła sobie talerz na kolanach.
    - Co tam skrobiesz, co?
    - Piszę, rudzielcu. Skrobać to możecie sobie w tym waszym miasteczku. Rysunki naskalne.
    Prychnęła i pokazała mu język.
    - To, że nie mamy telewizji, nie oznacza, że jesteśmy zacofani. No pokaż. - Spróbowała wyrwać mu kartkę, ale był szybszy, zgniótł ją i jednym rzutem posłał do kosza. - Brawo, mięśniaku, pięć punktów. A teraz przestań zachowywać się jak dzikus i powiedz, co to było.
    Przeciągnął się i rozsiadł wygodnie, zerkając na nią z rozbawieniem.
    - Wszystkie czarownice w tym miasteczku takie są?
    Spojrzała na niego zaskoczona i zamrugała.
    - Jakie?
    - Takie jak ty.
    - Och. - Posłała mu wyniosłe spojrzenie. - Piękne? Mądre? Dobrze wychowane? Umiemy jeść widelcami? - Dodała, kiedy ukradł jej frytkę.
    Pokręcił głową, na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech.
    - Nie. Chciałem raczej powiedzieć: bezczelne, złośliwe, nieustępliwe, upierdliwe, irytujące i wredne.
    Uchylił się przed lecącą poduszką, jednak Siobhan natychmiast chwyciła drugą i tym razem trafiła. Pokazała mu język, kiedy zaczął się głośno śmiać.
    - I skłonne do przemocy.
    - Do przemocy?! To ty biegałeś za mną z nożem! Ty niewyżyty, zboczony dzikusie!
    Zrobił duże oczy i położył dłoń na sercu, przybierając pozę niewiniątka.
    - Ja zboczony?
    - Tak! Ciągle mówisz o rozbieraniu!
    Uśmiechnął się przeciągle.
    - Kotku, ale gdybyś widziała, jak się przy tym rumienisz...
    Siobhan bez namysłu chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać. Zaciekawiona Kirara wyjrzała z pokoju, by popatrzeć na swoją panią w bojowym nastroju, Kisten natomiast nie przestawał się śmiać, pozwalając czarownicy maltretować jego poduszki.
    - Siobhan Mac Coinaoith, jesteś źle wychowana.
    Odrzuciła poduszkę, patrząc na niego ni to z gniewem, ni to z rozbawieniem.
    - Ależ skąd, dzikusie. To nie ja wyrwałam się z buszu. Jakbyś chciał wiedzieć, imię Siobhan oznacza łaskawa. - Zrobiła wyniosłą minę. - Ciesz się, bo gdybym taka nie była, zmieniłabym cię w żabę.
    - Żaba? Tak słabo, nie stać cię na więcej? - Wyrwał jej poduszkę, z której ubyła znaczna ilość piór. - Będziesz to sprzątać, łaskawa. - Wskazał białe pierze na kanapie i wokół niej. - A tak w ogóle, twoje imię powinno oznaczać: Ruda – ukradł jej frytkę – wredna, o skłonnościach samobójczych.
    Uchylił się przed poduszką, która nagle sama wyleciała mu z rąk.
    - Oszukujesz! I kto tu jest dzikusem?!
    - A kto nazywa się Savage?



10 komentarzy:

  1. Nie ma to jak młoda, wygadana lekarka, który wierzy w rzeczy nadnaturalne :D
    A relacja Kistena i Siobhan jest coraz fajniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzi chyba łatwiej akceptują, że coś jest inne, niż uczono ich przez całe życie. No i jest bardzo spragniona tego, by ją doceniono. Co składa się szczęśliwie dla Perry'ego.

      Usuń
    2. Co racja to racja ;) Ale i wygadana, bo strachliwa to by powiedziała, że nic nie ma i potem zastanawiała czy na pewno dobrze ją uczono skoro takie dziwne rzeczy widzi :)

      Usuń
  2. Jurek Blogpasterz29 stycznia 2020 18:49

    Dawno się nie czepiałem, więc...
    Przy wymienianiu rodzajów mieczy wymienianie obosiecznych jest takim trochę masłem maślanym - każdy miecz jest obosieczny. Uprzedzając - nie, tzw. "miecz" samurajski, tj. katana, nie jest mieczem, a szablą.
    Mam też pytanie o dodatkowe ostrza wystające z głowicy. Czy można jakiś dokładniejszy opis? Bo nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Oczywiście tu zawodzi raczej moja wyobraźnia :P
    Nie zgodzę się, że sai było wyjątkowo mocną, twardą bronią. Na blokowanie miecza pozwalała konstrukcja (kształt) broni, nie jej twardość. I oczywiście wpływał też na to fakt, że była to krótka broń - dzięki czemu trudniej było ją złamać. Ale za samo blokowanie odpowiedzialne były boczne ramiona, na podobnej zasadzie jak w nowożytnym lewaku. Gdyby blokowanie zależało od "mocności" materiału wystarczyłoby użyć tych samych surowców + lepszej technologii do produkcji katany.

    A co do Kistena - może i się zmienia, może i miał jakieś (po części wyimaginowane) powody dawnego życia, ale i tak mam nadzieję, że będzie co najmniej kisł w mamrze dożywocie na odpokutowanie postępków :P

    Rozdzialik super, czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przde wszystkim ogromne dzięki za wnikliwy komentarz i wszystkie uwagi. I prosimy o dalsze doczepianie się do wszystkiego, co wzbudza wątpliwość lub jest nie tak jsk trzeba. Dzięki temu możemy się poprawić.
    W kwestii broni - jakiejkolwiek - jesteśmy laikami, obie. Wytłumaczę się trochę, że opisy nie są zmyślone. Wszystkie informacje znalazłam w internecie. Także katanę jako miecz jednosieczny. I wakizashi. Tak samo informację o sai i łamaniu ostrzy. A w internecie każdy może napisać wszystko, niestety. Dlatego mam prośbę, jeśli znasz jakieś dobre źródła, to chętnie zgłębię temat. Na pewno wezmę wszystkie poprawki pod uwagę i umieszczę je w ostatecznej wersji tej historii.
    Opis ostrzy także dodam. Nie w tym rozdziale, bo nie chcemy edytować publikacji, ale po korekcie zostanie to dodane. Plik z całością po poprawkach oczywiście udostępnimy czytelnikom bloga.
    Kisten nie tyle się zmienia, co pojmuje pewne rzeczy. Jeszcze wiele przed nim.
    Jeszcze raz dzięki i liczę na więcej uwag!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o broń japońską jak i ogólnie wschodnioazjatycką źródeł konkretnych nie podam, wiedzę czerpię raczej od znajomych, którzy się na tym znają, a nawet niektórzy zajmują zawodowo (chociaż bardziej zajmują się kulturą, gł. dawną, japońską, a nie stricte uzbrojeniem). Jeśli trafię na nich - raczej nieczęsto ich widuję - lub na jakiś konkretny, rzetelny artykuł, to podeślę.
      Natomiast w kwestii uzbrojenia średniowiecznego i nowożytnego ze starego świata, a szczególnie z terenów rodzimych, środkowoeuropejskich mogę podsyłać różne artykuły, tytułu książek itd. Tu jednak potrzebuję konkretniejszych zagadnień. Np. jeśli będzie potrzebna wiedza o mieczach wczesnośredniowiecznych, podeślę skany typologii i ważniejsze tytuły. O sztyletach późnośredniowiecznych odświeżę swoją pracę licencjacką sprzed kilku lat. Etc. A w razie jak dostanę jakieś pytanie nie z mojej dziedziny, to mogę przy okazji odwiedzin mojej uczelni podpytać któregoś z wykładowców.
      Jedyna istotna kwestia w tym wszystkim jest taka, że mam magisterkę na głowie i informacji/artykułów mogę szukać jedynie w wolnych chwilach, więc odpowiadam mniej więcej w takim tempie jak teraz (tak, tak, wiem, teraz nie piszę żadnych konkretów, no ale ten, no xD). Ale służę pomocą ;)

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. Przeczytałam w 2 dni prawie całość i powiem ze świetne to jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Cieszymy się bardzo, że Ci się podoba i czekamy na komentarz pod ostatnim rozdziałem ;)

      Usuń