Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

1.01.2021

Rozdział XXXV. Miasteczko czarownic

    Sharon stała naprzeciwko Erwina, wpatrując się w niego zdecydowanym wzrokiem. Ciara nie spuszczała oczu z towarzyszki niedoli, nie mogąc uwierzyć, że kobieta zamierza poświęcić życie całego miasteczka czarownic za własną wolność. Niemal zapomniała o obecności Willa za plecami i Alana obok Erwina; obaj stali cicho i przysłuchiwali się negocjacjom.
    - Miasteczko czarownic znajduje się tam, gdzie nigdy bym go nie znalazł – powtórzył Erwin. - Cóż, to żadna wskazówka. Nie znam Irlandii.
    - Nie, nie rozumiesz. - Sharon energicznie potrząsnęła głową. - Sam nigdy go nie znajdziesz. Nawet jeśli ci powiem czy narysuję mapę, nic to nie da, a ty uznasz, że skłamałam i będziesz mnie tropił, by zabić. - Skrzywiła się. - Nie, sam nigdy tam nie trafisz. Tylko czarownica może znaleźć to miejsce. Za wolność i... nietykalność oraz pozwolenie na swobodne używanie mocy, mogę cię tam zaprowadzić.
    Erwin milczał przez chwilę, jakby się zastanawiał. W końcu skinął głową.
    - Cóż, stawka warta jest takiego ustępstwa. Ale jeśli spróbujesz uciekać, czeka cię coś gorszego niż śmierć. Będziesz dalej żyć, by nas zaprowadzić na miejsce, ale bez nogi. Wtedy będę pewien, że ponownie nie spróbujesz.
    - Zgoda – odparła krótko Sharon. Erwin skinął głową i podniósł broń. Tym razem wycelował ją w Ciarę.
    - W takim razie ty nie jesteś już potrzebna. Podziękuj Sharon, ominęła cię długa i bolesna śmierć.
    Ciara westchnęła. Po raz kolejny w nią celowano z zamiarem zabicia. Miała ochotę krzyknąć: no zróbże to wreszcie! Skoro i tak miała umrzeć, to czemu nie mieć już tego za sobą? Dziewczyna podejrzewała, że jej umysł nie wytrzymał napięcia i po prostu odpuścił, inaczej jak mogłaby wpatrywać się w mężczyznę, który w nią celował i zamiast strachu, czuć jedynie irytację?
    - Jakieś ostatnie życzenie?
    Zawahała się.
    - Jeśli kiedyś spotkasz Iana, przekaż mu, żeby się nie obwiniał, bo nic nie mógł zrobić. Jestem mu wdzięczna za pomoc, którą mi okazał. Był najlepszym przyjacielem, jakiego miałam.
    Erwin prychnął.
    - Przekażemy mu to – odezwał się Alan. Był poważny, już nie kpił i nie drwił z magii. Ciara skinęła głową. Uwierzyła mu. Może choć jeden z nich nie był zły, tylko źle pojmował rolę czarownic w świecie? Tak czy inaczej, nie była w stanie uświadomić mu, że się mylił. Nic nie mogła zrobić. Jedynie umrzeć z godnością.
    Erwin wstał, wciąż celował w jej głowę. Wstrzymała oddech.
    - W takim razie...
    - Czekaj! - zawołała nagle Sharon. - Chwila. Ciara może ci się przydać. Bo widzisz, ja... ja cię tam zaprowadzę, ale w jaki sposób wejdziesz do środka? Przejście może otworzyć tylko ktoś, kto tam mieszka. A ona, jak już wiesz, właśnie stamtąd pochodzi.
    Erwin spojrzał złowrogo na Sharon.
    - Twierdziłaś, że mnie tam wprowadzisz.
    - Zaprowadzę – poprawiła go. - Ale ja nie mogę tam wejść. Nie wpuszczą tak po prostu obcej czarownicy. Ciara z kolei nigdy cię tam nie zaprowadzi, lecz potrafi otworzyć przejście. Potrzebujesz nas obu.
    Łowca przewrócił oczami.
    - Mam ochotę dać sobie spokój z tym miasteczkiem i zastrzelić was obie.
    - Ale wtedy stracisz jedyną szansę – przekonywała kobieta. - Zdecydowana większość czarownic nie wie o istnieniu Ciunas.
    - Ciunas – powtórzył Erwin. - No cóż. Możemy zabrać was obie, ale... Ciara musiałaby wyrazić zgodę. - Spojrzał na blond czarownicę.
    - Ja nigdy... - zaczęła Ciara, lecz Sharon jej przerwała.
    - Nie bądź głupia! Przekonam ją – zapewniła. - Zanim tam dotrzemy, na pewno ją przekonam. A jak nie, zawsze zdążysz ją zastrzelić, prawda? - Wzruszyła ramionami. Łowca zastanawiał się przez chwilę.
    - No dobrze – odparł w końcu i skinął na Alana. - Zaprowadź je do piwnicy.
    - Ale jak to, nikt nie umrze? - zaprotestował Will, wyraźnie zawiedziony.
    - Jakieś wątpliwości? - zwrócił się do niego. Kiedy jego podwładny pokręcił głową, Erwin odwrócił się i wyszedł.
    Alan chwycił za łańcuchy obu kobiet i pociągnął je za sobą. Opuścili pokój i skierowali się na korytarz. Zatrzymali się przed szeroką klapą w podłodze. Will otworzył ją z trudem, a Alan wskazał czarownicom schody w dół.
    - Zejdźcie tam. Tylko nie próbujcie żadnych sztuczek.
    - Jakbyśmy mogły... - mruknęła Sharon, potrząsając znacząco kajdankami. Zeszły na dół, za nimi Alan i Will. Przy ścianie Ciara dostrzegła kilka obręczy z wiszącymi na nich łańcuchami. Will przypiął kajdanki Sharon do jednego z nich, Alan zajął się Ciarą, przykuwając ją po drugiej stronie piwnicy.
    - Nie jesteś taki, jak oni – powiedziała cicho Ciara. - Wiem, że nie jesteś. Musisz czuć, że coś jest nie tak, że nie jestem zła.
    Alan wpatrywał się w nią przez chwilę, dając jej nadzieję, że może przejrzy na oczy i dostrzeże prawdę.
    - To nie ma znaczenia – stwierdził w końcu. - Nawet jeśli jeszcze nikogo nie skrzywdziłaś, w końcu to zrobisz. A jeśli chcesz przeżyć, otworzysz przejście do miasteczka pełnego wiedźm, które zasługują na śmierć.
    - Nikt nie zasługuje na śmierć – zaprotestowała dziewczyna. Łowca wzruszył ramionami.
    - To ty tak twierdzisz.
    - Ale to przecież wy krzywdzicie ludzi. Laura, David...
    - Laura to był wypadek. Okropna pomyłka. A Hamiltonowi nic nie będzie.
    - Ale mogło być. Mogłeś go trwale uszkodzić, a nawet zabić...
    - Czasem trzeba coś poświęcić, by pokonać większe zło – stwierdził Alan. Odwrócił się i wyszedł z piwnicy za Willem. Zatrzasnął drzwi, słychać było zgrzyt klucza w zamku.
    Zostały same.
    Ciara odetchnęła, czując opuszczające ją napięcie. Poczuła ulgę. Przeżyła, lecz w każdej chwili mogło się to zmienić. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było niemal całkowicie puste, z wyjątkiem dwóch starych krzeseł i kilku obręczy w ścianach. Posadzka była zimna i twarda. U góry znajdowało się niewielkie zakratowane okienko, przez które wpadał blask księżyca. Musiała nadal być noc, mimo że Ciarze wydawało się, że ostatnie wydarzenia trwały wiele godzin. Czy to tutaj przetrzymywano czarownice przed śmiercią?, zastanawiała się dziewczyna.
    Spojrzała na Sharon, która wpatrywała się w okienko. Wyraźnie nad czymś rozmyślała.
    - Naprawdę chcesz zaprowadzić ich do Ciunas? - spytała cicho. Sharon spojrzała w jej stronę.
    - Nie bądź głupia. Nawet nie znam drogi. Myślisz, że Lilian tak po prostu by mi powiedziała, gdzie to jest? Wiem tylko, że żyją tam czarownice i że nazywa się Ciunas.
    - Więc chciałaś tylko grać na zwłokę? Żeby potem wymyślić, jak uciec? - Ciara poczuła ulgę.
    - Oczywiście, że tak. Nie śpieszy mi się do ziemi. Czy raczej w objęcia Morrigan, jak to wy mówicie.
    - A to z klątwą? To była prawda? Jeśli by cię zabili...
    - Nie jestem pewna – przyznała Sharon. - Próbowałam rzucić coś takiego, ale nie do końca wiem, jak działają te kajdany, być może neutralizują takie klątwy...
    - Och. Ty naprawdę posługujesz się czarną magią. - Ciara skuliła się przy ścianie. - Przecież nie wolno tak robić, Sharon. Klątwy bardzo krzywdzą ludzi.
    - Nie bądź głupia, Ciaro. Oni nie zasługują na to, by dożyć starości. Chcieli cię torturować, zapomniałaś już?
    - Nie zapomniałam i wiem, że uratowałaś mi życie. - Ciara wyprostowała się. - Dziękuję ci za to. Ale to nie zmienia faktu, że nie powinnyśmy rzucać klątw. Magia to dar, którego należy używać z rozwagą. Nigdy w złych celach. A taka klątwa to zwyczajna zemsta. Wiem, że chcieli nas zabić albo nawet coś gorszego i uważam, że użycie magii w obronie jest jak najbardziej uzasadnione. Ale nie do zemsty. Prawo czarownic nie bez powodu zabrania używania czarnej magii. A ty je łamiesz. Robisz ludziom krzywdę. Jeśli będziemy postępować tak jak łowcy, czym się staniemy? Takimi samymi mordercami jak oni. I nie jestem głupia – podkreśliła, zerkając na nią. - Po prostu staram się żyć w zgodzie z własnym sumieniem.
    - I w zgodzie ze swoim sumieniem szybko byś umarła – podsumowała Sharon. Ciara westchnęła.
    - Możliwe. Ale ty też na samym początku zaprzeczyłaś, że wiesz o istnieniu miasteczka.
    - Oczywiście, że tak. Jest różnica między byciem sprytnym, a zdrajcą. Poza tym... O, a to co? - Sharon spojrzała w zakratowane okno. Między kratami przeciskał się właśnie kot, niemal cały czarny, z kilkoma białymi łatkami. - Kici, kici. Chodź tutaj, kocurze.
    - Farmazon? - Ciara aż podskoczyła. - Znalazłeś mnie!
    - To twój chowaniec? - zapytała Sharon, wpatrując się w zwierzę z uznaniem. Farmazon zeskoczył na podłogę i podbiegł do Ciary. Wyciągnęła do niego ręce, a kot wskoczył jej na kolana.
    - Mój. - Zanurzyła dłonie w jego sierści. - Wspaniały, dzielny kocurek. Zgubiłam go, gdy uciekaliśmy przed tym łowcą, Alanem. Po raz kolejny mnie znalazł. - Głaskała go przez chwilę, na tyle, na ile pozwalały jej łańcuchy. - Mam wrażenie, że zna Los Angeles lepiej niż niejeden stały mieszkaniec.
    - Z pewnością, koty są bardzo mądre – zgodziła się z nią Sharon. - Szczególnie chowańce. Ale na te kajdany nawet kot nic nie poradzi.
    - Niestety. - Ciara westchnęła i spojrzała na zwierzę. - Byłeś w domu? Ian pewnie się martwi?
    Farmazon miauknął przeciągle.
    - Gdybyś tylko potrafił mówić w naszym języku...
    - A może nie musi. - Sharon nagle się ożywiła. - Może mógłby przekazać temu twojemu przyjacielowi, gdzie jesteśmy? Zanieść mu wiadomość?
    - Pewnie by mógł – zgodziła się Ciara. - Ale nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.
    - W Compton – oznajmiła brunetka triumfalnie. - Zanim cię dorzucili, słyszałam, jak wymienili nazwę. A gdy wysiadłyśmy z vana, przy budynku dostrzegłam numer. Ulicy niestety nie widziałam, ale to i tak zawęża krąg poszukiwań.
    - To świetny pomysł – ucieszyła się Ciara, czując przypływ nadziei. - Tylko na czym napiszemy wiadomość?
    Sharon rozejrzała się dookoła.
    - No cóż, szczerze mówiąc, raczej ubogo tutaj z papierem... Ale mam chusteczkę higieniczną – przypomniała sobie. Sięgnęła do rękawa. - Nieużywaną. - Rozwinęła i położyła na kolanach.
    - No dobrze, a czym napiszemy mu wiadomość?
    Ciemnowłosa czarownica spojrzała na Ciarę.
    - Wątpię, byśmy znalazły coś do pisania. Ale mam pomysł. Kici, kici – zawołała Farmazona. Kocur zawahał się, ale gdy Ciara skinęła mu głową, zeskoczył lekko z jej kolan i podbiegł do Sharon. Kobieta podsunęła palec pod jego łapkę. - No dalej, pokaż pazurki, kocurku. - Kiedy zwierzę wysunęło pazury, czarownica nakłuła palec. Popłynęła krew. - No dobrze, mamy już czym pisać, teraz musimy tylko ustalić, co napiszemy. Najlepiej krótko i na temat.
    Ciara skinęła głową, pełna podziwu dla pomysłowości drugiej czarownicy.
    - Compton, numer ulicy i mój podpis?
    - Raczej Compton, numer i pomocy. Skoro Farmazon dostarczy wiadomość, to oczywiste, że jest od ciebie – zauważyła Sharon i zabrała się za pisanie, mocno wytężając wzrok. Na szczęście księżyc świecił wyjątkowo jasno.
    Ciara czekała w napięciu. Kiedy Sharon skończyła, wyciągnęła rękę z chusteczką. Siedziały naprzeciwko siebie, na szczęście piwnica nie była duża, więc przy pewnym wysiłku, w końcu udało się przekazać chusteczkę Ciarze. Ostrożnie rozłożyła ją na kolanach. Pismo było czytelne i nie miała wątpliwości, że Ian rozczyta wiadomość, o ile kot mu ją dostarczy, a on nie wyrzuci tego, myśląc, że to jakiś śmieć, który przyczepił się do futra Farmazona.
    - Musimy jeszcze przywiązać wiadomość do kota i to tak, żeby się nie zniszczyła ani nie zgubiła – odezwała się Sharon. - W pysku jej raczej nie zaniesie...
    - Wiem. - Ciara sięgnęła do głowy i po chwili udało jej się ściągnąć błękitną tasiemkę, którą przewiązała włosy, zanim wyszła z domu. Złożyła kartkę tak, by krew się nie rozmazała i przywiązała ją do grzbietu kota, który cierpliwie znosił te zabiegi. - No dobrze, Farmazon. Od ciebie zależy teraz moje życie. Biegnij czym prędzej do Iana i zanieś mu wiadomość, a potem przyprowadź go tutaj. Dobrze?
    Kot miauknął zgodnie, dumnie wyprężył grzbiet, jakby na znak, że przyjmuje powierzone mu zadanie i prześlizgnął się przez kraty w oknie.

    Dochodziła czwarta nad ranem. Los Angeles kryło się w półmroku. Ulice, jak to w wielkim mieście, nie były opustoszałe, ale zwykle w tych godzinach w spokojniejszych okolicach przemykali jedynie ludzie pracujący lub spieszący się na poranny transport do pracy, ewentualnie grupki wracające z nocnych klubów.
    Judy rzadko chodziła do nocnych klubów. Nie odpowiadał jej tłok i hałas, wolałaby raczej spędzić noc spacerując w świetle księżyca z ukochaną osobą. Co poniekąd właśnie się sprawdzało. Pomijając, że ich spacer miał na celu poszukiwanie zaginionej czarownicy, a za nimi szła siostra Iana i chłopak Ciary.
    Zdecydowanie nie taki romantyczny spacer sobie wyobrażała. Ale lepsze to, niż nic, prawda?
    Melissa przyglądała się Judy z zaciekawieniem. Od razu dostrzegła jej maślane spojrzenie i chęć przebywania jak najbliżej Iana. Tylko czemu on zachowywał się, jakby nie miał o niczym pojęcia? Musiała go o to zapytać. Potem. Jak już odnajdą Ciarę i wyrwą ze szponów tej dziwnej sekty nazywającej się łowcami czarownic.
    Shane szedł obok Melissy, rozglądając się dookoła. Wypatrywał jasnych włosów swojej ukochanej. Wiedział już, że Siobhan tutaj nie znajdzie. Najwyraźniej Dervil się myliła albo on coś źle zrozumiał. Owszem, Ciara była w Los Angeles, ale gdzie podziała się Siobhan? Jedyna nadzieja w tym, że ukochana Shane'a będzie w stanie zlokalizować przyjaciółkę. Gdziekolwiek by nie była, udadzą się tam i wspólnie wrócą do Ciunas.
    Ian prowadził całą grupę. Początkowo się rozdzielili, ale nie odniosło to efektów. Melissa uznała, że powinni mieć broń i w trakcie poszukiwań wróciła po pistolety, na które zapewne nie miała pozwolenia, ale jej brat postanowił nie drążyć tematu. Szukali przez całą noc, w wielu różnych miejscach. W końcu, gdy już wyczerpały im się pomysły, Ian uznał, że najlepiej będzie, jeśli jedno z nich będzie czekać na nią w mieszkaniu. On, jako że znał okolicę, stwierdził, że bardziej przyda się w terenie. Shane, który zupełnie nie znał LA, nie wydawał się skłonny siedzieć bezczynnie w mieszkaniu. Razem z Ianem zaproponowali, że to Melissa powinna zostać, ale dziewczyna odparła ich argumenty, twierdząc, że ma znajomości i jeśli nie znajdą Ciary do rana, skontaktuje się, z kim trzeba. Poza tym, to ona miała broń, a z tego co wiedzieli, porywacze również byli uzbrojeni. Ostatecznie padło na Judy, której słabe protesty na nic się nie zdały i w efekcie została w domu.
    Poszukiwania trwały całą noc, niestety były bezowocne. Gdy zatrzymali się pod blokiem Iana, widać już było pierwsze promienie słońca. Judy, która czekała w mieszkaniu, wyszła im naprzeciw, informując, że Ciara nie wróciła do domu.
    - To co teraz? - spytała Mel. Zanim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, obok nich przejechała ciężarówka, z dachu której zeskoczyło coś czarnego. Judy odskoczyła odruchowo, wpadając na Iana, który złapał ją, nim upadła. Odwróciła się, by mu podziękować, ale mężczyzna wpatrywał się w dach swojego samochodu, na którym siedział kot. Siedział i patrzył prosto na Iana.
    - Farmazon! - Brunet nigdy nie przypuszczał, że tak bardzo ucieszy się na widok dachowca. - Jak dobrze, że już jesteś! Ale... co ty robiłeś na tej ciężarówce? Znalazłeś Ciarę?
    - Eee... Ian, wszystko z tobą w porządku? - zapytała niepewnie Melissa. - Rozmawiasz z kotem.
    - Ale to bardzo mądry kot – wyjaśniła Judy, uznając, że koty należące do czarownic nie mogą być zwyczajne.
    - Myślisz, że mógłby zaprowadzić nas do Ciary? - Shane podszedł bliżej, przyglądając się zwierzęciu.
    Mel pokręciła głową z niedowierzaniem. Czy tylko jej wydało się to dziwne...?
    - Możliwe. Ale on ma zwyczaj biegania po dachach i skakania przez okno, więc będzie ciężko – mruknął brunet. Irlandczyk podszedł bliżej i wyciągnął rękę.
    - Farmazon, tak? Witaj. Pomożesz nam? Musimy znaleźć twoją panią.
    Kot podszedł powoli do Shane'a, jakby oceniając, czy może mu zaufać. Wynik oceny najwidoczniej był pomyślny, bo kot łaskawie pozwolił się wziąć na ręce. Wtedy mężczyzna dostrzegł chusteczkę.
    - On... chyba ma coś na grzbiecie. - Ostrożnie przesunął dłonią i natrafił na błękitną tasiemkę. - A to co? - Zdjął ją z kota razem z chusteczką. Farmazon przeciągnął się z ulgą i miauknął ponaglająco.
    - Ciara miała ją na włosach, gdy wychodziła domu! - Ian sięgnął po tasiemkę, rozwinął chusteczkę i przez chwilę wszyscy czworo wpatrywali się w wiadomość.
    - Zabrali ją do Compton? - odezwała się Melissa. - To bardzo niebezpieczna okolica. Mamy numer, ale brakuje ulicy.
    - Czy to krew? - zdziwiła się Judy.
    - Oby nie była ranna – zaniepokoił się Shane. Zerknął na kota, jakby licząc na kolejną wskazówkę, ale zwierzę uznało, że dość już zrobiło i czmychnęło gdzieś w boczną uliczkę.
    - Znajdziemy ją. - Ian oddał chusteczkę Irlandczykowi i wsiadł za kierownicę. - Chodźcie.
    Judy po chwili wahania zajęła miejsce z przodu, a Shane i Melissa wsiedli na tył auta. Ruszyli w stronę Compton.
    Irlandczyk przez chwilę przyglądał się chusteczce.
    - Myślisz, że jest ranna? - Wskazał na napis.
    - Raczej pomysłowa – odparła Mel. - Wykorzystała to, co mogła, by przesłać wiadomość. To tylko kwestia czasu, nim ją znajdziemy.
    - Obyś miała rację – odparł blondyn i zerknął w okno. Wytrzymaj, Ciaro. Już po ciebie jadę.
 
    - Myślisz, że naprawdę zabiorą nas do Irlandii?
    Sharon wzruszyła ramionami. Pierwsze poranne promienie słońca wpadały przez zakratowane okienko, dzięki czemu Ciara widziała już wyraźniej drugą czarownicę.
    - A mają inne wyjście? Ja wskażę im drogę, ty ich wpuścisz. Przynajmniej tak sądzą. Mamy czas, by wymyślić, jak im uciec.
    - Ale jeśli wyjedziemy, Ian nam nie pomoże. A Farmazon nas nie znajdzie.
    - W takim razie lepiej, by się pospieszyli, jeśli naprawdę mają zamiar cię ratować. A tam, w Irlandii... nie będziesz mogła wezwać pomocy? Rozumiem, że te twoje czarownice z miasteczka może nie są w stanie – lub się boją – pojechać za tobą na inny kontynent, ale jeśli będziesz blisko, może zdołają nas ocalić?
    - Możliwe – przyznała Ciara, choć już sama nie była tego pewna. Coś się musiało stać w Ciunas, coś złego. Inaczej kogoś by po nią wysłali. Nie zostawiliby jej samej sobie tak po prostu, bez powodu. - O ile kajdany nie zablokują mocy – dodała po namyśle.
    - Coś wymyślimy. - Sharon zmieniła pozycję. - Jak tu zimno i niewygodnie. I cuchnie. Ciekawe, czy mają zamiar nas rano nakarmić. I puścić do toalety. Nie mam zamiaru się przy nich załatwiać. Szczególnie przed tym obleśnym typem. Gdybym mogła posłużyć się mocą, to wiesz, co bym mu zrobiła? Uszkodziłabym mu pęcherz. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Wiesz, że to jedna z najbardziej nieprzyjemnych chorób, jakie może mieć człowiek? Znam takie zaklęcie, nigdy nie miałam okazji go użyć, ale nie jest trudne.
    Ciara skrzywiła się.
    - Chyba wolałabym go nie znać.
    - Och, daj spokój. Nie chciałabyś, żeby spotkało ich coś przykrego? Chcieli nas zabić! Mają zamiar wymordować twoich bliskich tylko dlatego, że są czarownicami. Zniszczyli mi wszystkie talizmany, wyobrażasz sobie? Wiesz, jak trudno zrobić skuteczny amulet? Nie, pewnie, że nie wiesz. Ale to moja specjalność. A oni je zniszczyli. I roztłukli mi eliksiry! - Prychnęła ze złością. - Temu przystojnemu, jak mu tam...? Alan? Jemu bym wyczarowała bąble na twarzy. Brzydkie, cuchnące, swędzące i których by już się nigdy nie pozbył. A temu chudemu, ogolonemu na krótko, dałabym owłosienie na całym ciele. Czarne i gęste. Tak, żeby wyglądał jak małpa, co odpowiadałoby jego intelektowi. I ciągle by mu rosło, a im bardziej by się strzygł, tym gęstsze by wyrastało. Aż w końcu byłby jedną, wielką, włochatą kulą. Wyrastałoby mu nawet z nosa i gardła. Fuj, prawda? - Skrzywiła się. - Hm, a na co zasłużył Erwin, ich szef? Ten, który oszukał nas obie? O, może wyrosłyby mu rogi i ogon, a stopy przybrały kształt kopytek? - fantazjowała. - Ha, już nikogo by nie oszukał, od razu by było widać, jaki z niego diabeł! I dodałabym do tego czerwoną, stale rozpaloną skórę, a woda tylko by potęgowała pieczenie. Tak, to byłaby odpowiednia kara – zakończyła mściwie.
    - Co ty wygadujesz? - Ciara patrzyła na nią z przerażeniem. - Powiedz, że tego nie robiłaś.
    - No... jeszcze nie. Ale mogłabym.
    - Potrafisz?
    - Och, nie bądź... naiwna. Jestem w końcu czarownicą. No dobra, z tym diabełkiem przesadziłam, tego nie potrafię. Ale przyznaj, zabawnie by wyglądał!
    - To na pewno. Tylko może bez tej piekącej skóry - Młodsza z czarownic wyobraziła sobie Erwina z rogami, ogonem i kopytami. Przypomniały jej się złośliwe żarty Siobhan, gdy ktoś ją naprawdę wkurzył. Tak, jej przyjaciółka mogłaby wyczarować mu rogi, ogonek i kopytka. Na chwilę. - Zabawnie i... wściekle.
    - E tam, sam wygląd to żadna klątwa. Musi boleć.
    - To okrutne – zaprotestowała Ciara – i raczej nie pomogłoby nam się stąd wydostać.
    - No nie. Ale gdybyśmy jakoś pozbyły się kajdanek i pozamieniały ich w... karaluchy?
    - Co? Brrr! - Ciara wzdrygnęła się. - Absolutnie nie! Nie wolno robić takich rzeczy! Wiesz, jakby to mogło wpłynąć na nich po odzyskaniu postaci?
    - Nie mówiłam, że to odwracalny czar...
    - Tym bardziej odpada!
    - Och, nie bądź taka sztywna. Uruchom wyobraźnię. - Sharon wyprostowała nogi i położyła jedną na drugą. - Mówisz, że robaki odpadają? A co byłoby lepsze?
    Ciara spojrzała na nią uważnie. Żartowała? No tak, pewnie, że żartowała. Przecież nie mogła mówić poważnie o takich okropnych czarach. A żarty przecież nikomu nie zaszkodzą. Co prawda, Sharon najwyraźniej preferowała mroczny humor, ale lepsze to, niż siedzieć tu i się nad sobą użalać.
    - Hm... żaby?
    - Daj spokój, żaby? - Sharon pokręciła głową. - To takie... oklepane. Ale może w szczury?
    - To już lepiej w myszy – zasugerowała blondynka.
    - No dobrze. Mogą być myszy. Może jakiś kot by ich pożarł.
    - O, właśnie! W takim razie myszy odpadają. - Ciara pokręciła głową. - Farmazon mógłby wrócić i ich zjeść, co wtedy?
    - Fakt, szkoda kota. Jeszcze by dostał niestrawności – stwierdziła zgodnie Sharon. Ciara roześmiała się.
    - No, to też. To może w jakieś nieduże, niegroźne zwierzątka?
    - Hm... w skunksy?
    - Skunksy? Aha, chyba wiem, widziałam je na obrazkach – przypomniała sobie Ciara. - Są ładne, ale strasznie śmierdzą. To nawet mogą być. I myślę, że godzina w postaci skunksa wystarczyłaby w zupełności, byśmy uciekły.
    - To teraz zostało nam tylko pozbyć się tego. - Sharon uniosła dłonie w kajdankach.
    - Tak. Łatwizna. - Ciara pokręciła głową i oparła się o ścianę. Po chwili zerknęła na towarzyszkę niedoli. - Właściwie to jaki jest twój żywioł? Powietrze? - zapytała. Brunetka skinęła głową.
    - Tak, ale nie jestem czystej krwi wiedźmą, mój ojciec był zwykłym człowiekiem, a w rodzinie matki też byli niemagiczni. Może dlatego nie jestem na tyle potężna, by wywoływać huragany czy tornada. Natomiast jeśli chodzi o czary o mniejszym zasięgu, całkiem dobrze sobie radzę. Specjalizuję się w talizmanach, które świetnie się sprzedają, zrobiłam też kilka niezłych mikstur. Dzięki temu otworzyłam własny sklep odzieżowy jako przykrywkę i nieco rozwinęłam ten właściwy interes.
    - Talizmany i mikstury? To pewnie pomogłaś wielu ludziom. - Ciara uśmiechnęła się. - Ja zastanawiałam się nad zawodem zielarki lub kwiaciarki. Wiesz, my w Ciunas po wstąpieniu do Kręgu mamy rok na decyzję, kim chcemy zostać. Chciałam opiekować się kwiatami, ale tworzenie ziół leczniczych też wydawało mi się ciekawe. Myślałam o zostaniu uzdrowicielką, tylko że do tego bardziej nadaje się czarownica z magią wody. Tak więc sklepik z ziołami lub kwiatami byłby dla mnie najlepszy. Tak myślę. Mam jeszcze trochę czasu na zastanowienie, a gdy już podejmę decyzję, nie chciałabym się wycofać. - Spojrzała na Sharon. - Wiesz, jak się stąd wydostaniemy, przekonam Dervil, by przyjęła cię do miasteczka.
    Sharon patrzyła na nią przez chwilę.
    - Nie chcę mieszkać w Ciunas. Tu mogę robić, co chcę i jak chcę. Tylko trzeba uważać na łowców. Inaczej można skończyć o tak. - Potrząsnęła kajdanami.
    - W Ciunas żaden łowca by cię nie dopadł. Dervil na pewno się zgodzi...
    - Nie, Ciaro. - Sharon pokręciła głową. Jej ciężkie, potargane loki zakołysały się lekko. - Ty się tam wychowałaś, znasz swój świat od podstaw. Używasz tylko określonych zaklęć, łatwo potrafisz zaakceptować zasady wpojone ci od dziecka. Dla mnie to byłoby więzienie. Nie potrafię żyć w ograniczeniach. Nie dałabym rady. Ale miło, że proponujesz – dodała pojednawczo.
    - A twoja rodzina? Może oni chcieliby...
    - Nie mam rodziny, najbliżsi już pomarli, a z kuzynami nie mam kontaktu. Jestem sama.
    Ciara umilkła.
    - Przykro mi – odezwała się cicho. - Naprawdę nie masz nikogo bliskiego?
    - Nikogo na tyle bliskiego, by mnie szukał i próbował ratować – mruknęła Sharon. - Zawsze radziłam sobie sama. I teraz też sobie poradzę.
    Zanim Ciara zdążyła odpowiedzieć, ktoś zszedł do piwnicy. Will i Alan. Odpięli łańcuchy od ściany i pociągnęli obie kobiety po schodach w górę.
    Przeszli przez budynek i wyszli na zewnątrz. Ciara zadrżała, gdy poczuła na skórze rześkie poranne powietrze. Na szczęście nie było zimne. Poprowadzono je w stronę czerwonego vana, gdzie czekał już Erwin. W ręku trzymał broń.
    - Prawie wszystko gotowe, jutro lecimy do Irlandii – odezwał się. - Mam też twoje fałszywki – zwrócił się do Sharon. - Użyjesz jednej z nich, by wpuszczono cię na pokład samolotu. Tam poprowadzisz nas prosto do miasteczka czarownic.
    - A potem Ciara was wpuści – dodała zgodnie Sharon. Erwin pokręcił głową.
    - Nie, za dużo z nią komplikacji. Musielibyśmy wyrabiać jej papiery od podstaw. To czarownice, na pewno uda ci się wywabić którąś z miasteczka. Ważne, że je znajdziemy, potem będziemy się martwić, jak tam wejść. - Poniósł broń i wycelował w Ciarę. - A to oznacza, że tutaj się pożegnamy, irlandzka wiedźmo.



7 komentarzy:

  1. Ojoj, mam nadzieję, że zza rogu zaraz wyskoczy ekipa ratunkowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Świetna historia. Trafiłam tu z bloga o Dorianie która czytałam kilka lat temu i byłam zachwycona. Planujecie jeszcze coś publikować w tematyce Doriana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że Ci się podoba, kolejny rozdział już wkrótce;)
      Tak, zaczęłyśmy już pisać kolejny tom pt. Królowa. Będą tam bohaterowie z Doriana :) Ale do publikacji jeszcze trochę.

      Usuń
  4. Ale mam wyczucie :D wlazłam tutaj pierwszy raz od dawna z nadzieją, że może coś czeka... A tu za parę dni rozdział, więc już wiem, żeby niedługo wrócić :D

    OdpowiedzUsuń