Drodzy Czytelnicy!

Rozdziały "Szczypty magii" publikujemy na blogu dla Was i chcemy poznać
Wasze opinie. Kolejny rozdział wstawimy, gdy poprzedni skomentują
co najmniej 4 osoby.
Przypominamy, że Wasze opinie są dla nas ważne, dzięki nim wiemy, że czytacie,
często również motywują nas do dalszego pisania. Pozdrawiamy serdecznie.

Słowik

Zapraszamy także na Słowika [klik], gdzie powstał oddzielny folder
"Szczypta magii", tam znajdziecie galerię postaci oraz słowniczek pojęć
(nie musicie mieć konta na chomiku, żeby przeglądać). Chomik jest tylko
dla czytelników. Jeśli ktoś jeszcze nie ma hasła (lub zapomniał), a chciałby
mieć, piszcie, podamy:) Zapraszamy też do komentowania postaci (tutaj lub
na chomiku), po pojawieniu się nowej postaci w rozdziale, pojawia się
również na Słowiku w folderze Galeria postaci:)

6.05.2017

Rozdział V. Drinki, taniec i różowa spódniczka

    Upał nieco się zmniejszył, a delikatny wiatr poruszał gałęziami drzew, gdy Ciara w końcu usiadła w cieniu na ławce, pochyliła się lekko do przodu i ukryła twarz w dłoniach.
    Najpierw o mało nie przejechał jej jeden z tych wielkich pojazdów, w których siedzieli ludzie; na szczęście ktoś pociągnął ją do tyłu. Przystojny mężczyzna, sporo od niej wyższy, o dużych brązowych oczach i ciemnych włosach sięgających za uszy. Puścił jej ramię i popatrzył na nią z dezaprobatą.
    - Uważaj na siebie – rzekł krótko, odwrócił się i odszedł. Przez chwilę stała nieruchomo, jeszcze w szoku, dopiero kiedy zniknął jej z oczu, zdała sobie sprawę, że uratował jej życie. Przecież ta maszyna by ją zmiażdżyła! A ona nawet mu nie podziękowała... Ruszyła w stronę, gdzie poszedł mężczyzna, ale już go nie znalazła.
    Wróciła zatem na lotnisko. Przeszła przez przejście razem z innymi ludźmi, zorientowała się, gdzie zapytać o lot do Irlandii i kiedy znalazła właściwy samolot, nadzieja rozbłysła w jej sercu. Była już tak blisko podróży do domu... I oto na jej drodze stanęła kolejna przeszkoda. Nie miała biletu ani dokumentów.
    Została bezceremonialnie wyrzucona z lotniska przez wysokiego, potężnego posturą mężczyznę z napisem „Ochrona” na ubraniu. Kiedy próbowała wyjaśnić, że chce tylko wrócić do domu, mężczyzna warknął coś o bilecie.
    - Proszę posłuchać, nie mam pojęcia, jak znalazłam się w tym kraju, ale jestem Irlandką i chcę wrócić do domu – tłumaczyła Ciara po raz kolejny. Czuła się upokorzona takim traktowaniem. Dlaczego nie mogą po prostu pozwolić jej wrócić do Irlandii?
    - W takim razie powinnaś pójść do ambasady – odparł nieugięty ochroniarz. - Wypełnisz odpowiedni wniosek, jeśli konsulat wyrazi zgodę, może pokryją część kosztów podróży. Ale powinnaś mieć dokumenty. - Spojrzał na nią podejrzliwie. Westchnęła.
    - Rozumiem – powiedziała tylko.
    Nie miała dokumentów, poza tym co miałaby powiedzieć urzędnikowi, który zechciałby pomóc jej wrócić do kraju? Witam, jestem czarownicą, trafiłam tu na skutek błędnego zaklęcia i chciałabym wrócić do Irlandii, a dokładniej w okolice Doliny Sidhe, gdzie ukryte przed ludzkimi oczami znajduje się miasteczko czarownic...
    Westchnęła i przeszła przez park, usiadła na jednej z ławek. Gdyby użyła magii, mogłaby wsiąść do tego samolotu bez ich zgody. Co prawda nie władała zaklęciami związanymi z innymi żywiołami niż ziemia na tyle dobrze, by była pewna sukcesu, ale mogła spróbować. Problem w tym, że ujawniłaby ludziom swoją tożsamość. A świat był pełen łowców. Nie mogła tak ryzykować.
    Pozostało jej zarobić na bilet. Musiała znaleźć pracę, a gdy otrzyma wystarczającą kwotę, zdobędzie dokumenty, kupi bilet, wsiądzie do samolotu i wróci do domu.

    Joe przez całe popołudnie krążył po mieście, wypatrując swojej ofiary. Z tego co mówiła jego zleceniodawczyni, dziewczyna została tu przewieziona wbrew woli, więc pewnie będzie chciała wrócić do domu. Stąd prosty wniosek, żeby szukać jej na lotnisku.
    Dochodził właśnie do Century City Airport, gdy ujrzał, jak ochrona wyrzuca blondynkę w żółtej sukience. Spojrzał na jej twarz – i nie mógł uwierzyć we własne szczęście. To była ona! Dziewczyna ze zdjęcia. Odruchowo dotknął broni i rozejrzał się. Za dużo świadków. Gdyby wystarczyło ją zabić, sprawa byłaby o wiele prostsza. Dobra broń z tłumikiem i po problemie. Ale musiał jeszcze obciąć jej włosy.
    Śledził ją do samego parku. Zatrzymał się przed rozłożystym dębem i kombinował, jak wykonać zlecenie. Jeśli zabije ją teraz, ktoś na pewno go zauważy. Nie mógł do tego dopuścić. Chyba że... Spojrzał na drzewo, pod którym stała ławka. Gdyby się na nie wdrapał, nikt nie dostrzeże, skąd padł strzał. Tak, to jest myśl. Hudgens uśmiechnął się z zadowoleniem, gratulując sobie przebiegłości. Wszyscy zajmą się umierającą dziewczyną, a on, udając jej znajomego, przybiegnie jej na pomoc. Zdobędzie kosmyk włosów i połowa zadania wykonana.
    Rozejrzał się wokół. Nikt nie zwracał na niego uwagi, każdy był zajęty swoimi sprawami. Mężczyzna chwycił za dolne gałęzie i zwinnie wspiął się na drzewo. Już po chwili siedział na jednym z większych konarów. Wciąż odrobinę za daleko. Wolał mieć pewność, że nie chybi. Przeskoczył na nieco cieńszy konar i ostrożnie wyjął broń. Wycelował w głowę dziewczyny i wtedy gałąź pod jego nogami zaskrzypiała niebezpiecznie.
    Ciara usłyszała trzask i odwróciła się gwałtownie. Ujrzała mężczyznę wiszącego na drzewie na wysokości jakiś czterech metrów. Wyglądało na to, że gałąź się pod nim złamała. Pokręciła głową z rozbawieniem. Ciekawe, po co wspinał się na dąb? Może to tutaj normalne, że dorośli mężczyźni siedzą na drzewach...? Wyszeptała zaklęcie, kierując gałąź z nieudolnym wspinaczem bliżej ziemi. Kiedy mężczyzna zeskoczył, uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie, wracając myślami do swoich planów.
    Joe wyrzucił z siebie kilka przekleństw skierowanych głównie w stronę drzewa i jego niestabilnych gałęzi, po czym zeskoczył, z ulgą stwierdzając, że jest bliżej ziemi, niż mu się wydawało. Kiedy spojrzał na ławkę, zaklął ponownie. Była pusta, a żółta sukienka jego niedoszłej ofiary znikała właśnie w tłumie ludzi. Ruszył za nią.
    Ciara szła szybkim krokiem, a humor stopniowo jej się pogarszał. Była zła na siebie, że nie potrafi sobie poradzić. Na kocioł Dagdy, była czarownicą! Jej ród był silny i poważany, znała mnóstwo zaklęć i co z tego, że ludzie nie chcieli lub nie potrafili jej pomóc? Zatrzymała się, zerkając na pojazdy, śmigające przed nią w zawrotnym tempie. Zasady, które poznała, nie mówiły nic o tym, jak przejść, kiedy w pobliżu nie ma świateł. Prychnęła. Poradzę sobie. I z ludźmi, i z maszynami. Przypomniała sobie zaklęcie, które blokowało wszystkie martwe rzeczy wokół niej na krótką chwilę. Wyszeptała je i ruszyła na jezdnię.
    Jakiś pojazd, jeden z tych mniejszych, zatrzymał się tuż przed nią. Rozległ się przeraźliwy dźwięk dobiegający z jego strony. Ciara spojrzała na przerażonego człowieka w środku. Zerknęła w drugą stronę, gdzie zaklęcie zatrzymało kolejny pojazd. Ktoś otworzył szybę i krzyknął coś, czego nie zrozumiała. Kiedy przeszła dalej, zaklęcie przestało działać i pojazd ruszył z pełną prędkością. Rozległ się trzask, gdy zderzył się z innym. Potem wjechał w niego kolejny. Ciara zerknęła za siebie, przestraszona hałasem i skutkiem zaklęcia. Ojej, na mądrość Dagdy, chyba narozrabiałam... Chwyciła w dłoń sukienkę, unosząc ją lekko i puściła się biegiem.
    Hudgens patrzył zdumiony na poczynania dziewczyny. Kiedy weszła na ulicę, prosto pod jadące samochody, był pewien, że właśnie ułatwia mu zadanie. Wystarczy podbiec i obciąć włosy. Dlatego nie mógł uwierzyć w jej szczęście – a własnego pecha – kiedy blondynka przeszła spokojnie na drugą stronę, powodując kolizję na drodze. Zanim się otrząsnął i zdążył pobiec za nią, przyjechała policja i Joe błyskawicznie się zmył.

    Zapadł już wieczór, gdy Ciara zatrzymała się przed budynkiem, z którego rozlegały się dźwięki głośnej muzyki. Najwyraźniej coś świętowano. Dostrzegła napis nad wejściem: Club Go-Go. Wyczerpana zużyciem magii, biegiem, głodem i własną bezradnością, usiadła na ławce obok budynku, obserwując świętujących, wchodzących i wychodzących z Clubu. Dostrzegła całującą się parę, wsiadającą do pojazdu. Pewnie dopiero co się zaręczyli... Zamrugała oczami, gdy znów przypomniał jej się Shane. Płacz mi w niczym nie pomoże. Zerknęła na niebo. Wygląda na to, że będę musiała spędzić tę noc na ławce. Oby tylko nie padało...
    - Jesteś tu sama, mała? Widzę, że coś cię gnębi. - Obok niej usiadł blondyn z włosami związanymi w kucyk. Szczupły, nieszczególnie przystojny, ale wydawał się miły. I był pierwszą osobą, która zapytała o jej problemy. Ciara uśmiechnęła się smutno.
    - Tak, właściwie to... potrzebuję pracy, żeby mieć pieniądze na bilet do domu – wyjaśniła krótko, patrząc na mężczyznę uważnie. Nie miała pewności, czy może powiedzieć mu coś więcej.
    - A umiesz tańczyć? - Blondyn uważnie zlustrował jej sylwetkę. - I co to za strój?
    - Oczywiście, że umiem. A strój... - Zerknęła na zniszczoną sukienkę. - Długa historia...
    - Daleko mieszkasz? - Mężczyzna wyraźnie chciał jej pomóc. Trochę podniosło ją to na duchu.
    - W Irlandii – odpowiedziała. - Ale nie mogę tam wrócić bez biletu i dokumentów.
    - Chyba wiem, jak ci pomóc. - Blondyn uśmiechnął się szeroko. Ciara dostrzegła kilka poczerniałych zębów.
    - Naprawdę? Pomożesz mi? - zapytała z nadzieją.
    - Jasne. Mam tu znajomą – wskazał na Club – która szuka tancerek. Za jedną przetańczoną noc dostaniesz bilet do domu. Zgoda?
    Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym energicznie pokiwała głową.
    - Oczywiście. Uwielbiam taniec, mogę tańczyć przez całą noc, jeśli dzięki temu zarobię na bilet.
    - To świetnie. - Mężczyzna wstał i podał jej rękę. - Joshua – przedstawił się. - Możesz mi mówić Josh.
    - Ciara. - Ufnie ujęła jego dłoń i również wstała.
    - Piękne imię. Irlandka, tak? Pasuje do ciebie, nawet nie trzeba ci pseudonimu. - Nie puszczając jej ręki, Josh ruszył w stronę drzwi budynku. Oszołomiona tym nagłym zwrotem akcji czarownica nie zaprotestowała, tylko posłusznie podążyła za nim. Skoro chciał jej pomóc, był dla niej miły i życzliwy, pewnie powinna mu zaufać. Zatrzymali się na chwilę przy dwóch mężczyznach; Josh powiedział coś do jednego z nich. Ze względu na głośną muzykę Ciara nie usłyszała, o co chodzi, ale po jego słowach obaj ochroniarze odsunęli się, zlustrowali dziewczynę wzrokiem i wpuścili ich do środka.

    Joe zazgrzytał zębami ze złości, gdy zdał sobie sprawę, że ofiara znowu mu ucieka. A było już tak blisko! Wreszcie ponownie ją znalazł, siedziała przed dyskoteką, właśnie miał do niej podejść, zastrzelić i ściąć kosmyk, a tu wpakował się jakiś idiota i popsuł mu plany. Były diler postanowił dopaść ją na dyskotece. Okazało się, że pech go nie opuszczał; ochroniarze zabronili mu wchodzenia z bronią. Wściekły Hudgens miał ochotę wyjąć pistolet i zastrzelić ich obu. Powstrzymała go tylko wizja więzienia i utraty wymarzonej zapłaty. Odwrócił się więc i usiadł na ławce, dochodząc do wniosku, że jego ofiara w końcu stamtąd wyjdzie. Prosto w objęcia śmierci.

    Ciara ze zdumieniem rozglądała się po wnętrzu klubu. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to tłumy ludzi, poruszających się w takt muzyki. Słowa piosenek były co najmniej dziwne, ale tańczącym najwyraźniej się podobały. O ile można to było nazwać tańcem. Wydawało się, jakby każdy miał swój własny układ. Czarownica pamiętała, jak długo uczyła się poszczególnych kroków. Ten taniec wydawał się o wiele prostszy. Poza tym, muzyka nieszczególnie przypadła jej do gustu. Rozejrzała się dookoła, ale oczy przesłonił jej szczypiący dym. Przetarła je wolną dłonią. Zerknęła na Josha, który wciąż trzymał ją za rękę i szedł przodem, niemal ciągnąc ją za sobą pośród tłumu bawiących się ludzi.
    Weszli do pomieszczenia, gdzie kręciło się kilka skąpo ubranych dziewczyn. Podeszła do nich około trzydziestoparoletnia kobieta i cmoknęła blondyna w policzek.
    - Cóż to dla mnie masz? - spytała.
    - Ma na imię Ciara, zatańczy za bilet do Irlandii.
    - Nielegalna emigrantka? - Kobieta pokręciła głową i przyjrzała się czarownicy. - Niebrzydka. I szczupła. Dobra, niech będzie. Serafina – przedstawiła się, podając jej rękę.
    - Ciara. Miło mi panią poznać – odparła dziewczyna, przyglądając się kobiecie. Wysokie kozaczki, kusa spódniczka i jasna bluzeczka z ogromnym dekoltem, spod którego wyłaniał się obfity biust. Czarownica odwróciła wzrok zastanawiając się, jak można chodzić ubranym w ten sposób. A może w tym świecie to normalne?
    - No to jak będzie, słonko? Tańczysz do rana, a w zamian dostajesz bilet na samolot do Irlandii? - Serafina spojrzała na nią oczekująco. Ciara zerknęła na Josha, który cmoknął ją lekko w policzek, mruknął „powodzenia” i wyszedł. Dziewczyna zarumieniła się i zerknęła na kobietę.
    - Najpierw chciałabym poznać układ taneczny. Wasz taniec wydaje się inny, niż ten, którego ja się uczyłam...
    - Nie ma żadnego układu, słonko. - Kobieta pokręciła głową. - Tylko ty i muzyka. Tańczysz, jak tylko chcesz. Masz ich olśnić, sprawić, że będą chcieli na ciebie patrzeć. To wszystko. - Serafina złapała ją za łokieć i pociągnęła za sobą. - Tylko trzeba cię przebrać w lepsze ciuszki, te się nie nadają. - Popchnęła ją do niewielkiej garderoby i wybrała kilka rzeczy, po czym skinęła na stojące obok dziewczyny. - Doprowadźcie ją do porządku, zaraz będzie tańczyć.
    Chwilę później czarownica poddana została różnym zabiegom. Najpierw, pomimo gwałtownych protestów, została bezceremonialnie rozebrana, wepchnięto ją pod prysznic, umyto i wysuszono włosy, następnie wciśnięto w różową obcisłą spódniczkę sięgającą połowy ud oraz takiego samego koloru bluzeczkę z dużym dekoltem. Do spódnicy wpięto jej srebrny pasek, na nogi nałożono beżowe pończochy i różowe baletki. Włosy zostały zaczesane do tyłu, by spływały łagodnie na plecy. Twarz natomiast wysmarowano czymś jasnobrązowym, oczy umalowano, a w uszy wpięto długie różowe kolczyki w kształcie dwóch przecinających się serc. Kiedy w końcu wstała i podeszła do lustra, miała wrażenie, że patrzy na kogoś zupełnie innego.
    W odbiciu stała niewysoka, szczuplutka blondynka skąpo ubrana, powieki nad szarymi oczami pokrywała jej warstwa różowego cienia, rzęsy były wydłużone i podkręcone, a usta błyszczały na bladoróżowo. Ciara nigdy nie przepadała za różem, więc czuła się co najmniej dziwnie. Dekolt okazał się stanowczo za duży, a spódniczka za krótka. Pierwsze jej skojarzenie, to różowe cukierki, które lubiła jeść jako dziecko.
    - Wyglądam jak... cukierek. - Skrzywiła się.
    - Wyglądasz ślicznie – stwierdziła Serafina, podchodząc do niej z uśmiechem na ustach. - Dobra robota, dziewczyny. A teraz na scenę! Publika już czeka. - Zanim czarownica zdążyła zaprotestować, kobieta pociągnęła ją na schody i już po chwili stały przy wejściu na scenę. Dołączyły do nich dwie wysokie dziewczyny, brunetka ubrana w błyszczący srebrny top i taką samą spódniczkę, równie krótką jak spódnica Ciary, a po drugiej stronie stanęła dziewczyna z włosami pomalowanymi na niebiesko. Sięgały zaledwie do ramion tancerki i były lekko skręcone na końcach. Strój miała podobny do brunetki, z tym że w kolorze błękitnym.
     Ciara spojrzała na scenę, gdzie miała za chwilę zatańczyć. Poczuła ściskanie w żołądku.
    - Chyba... nie dam rady – wyznała Serafinie. - Nie nadaję się do tej pracy. Jedyny taniec jaki znam to...
    - Nowicjuszka, co? To nawet dobrze, tego jeszcze nie było w naszym klubie. - Przerwała jej i skinęła na dziewczyny, które śmiało weszły na scenę, witane gwizdami mężczyzn. To sprawiło, że czarownica jeszcze bardziej się zestresowała. Gwizdanie w tym kraju oznaczało zachwyt? Pokręciła głową.
    - Teraz ty, cukiereczku – zwróciła się do niej kobieta.
    - Ale... za moment wracam. - Ciara cofnęła się, zajrzała do przymierzalni i dostrzegła muślinową spódnicę z wycięciami po bokach. Założyła ją na różową spódniczkę, a wokół szyi zawinęła jasnoróżową chustkę, częściowo osłaniającą dekolt. Tak przygotowana, wróciła do Serafiny, która wyglądała już na mocno zniecierpliwioną. Na jej widok najpierw zmarszczyła brwi, ale po namyśle skinęła głową.
    - Mężczyźni lubią nowości, może zostać. Zmykaj już na scenę. No już, cukiereczku, śmiało. - Popchnęła ją lekko.
    Ciara wzięła głęboki oddech i weszła powoli. Powitały ją gwizdy i krzyki. Co ja wyprawiam?, pomyślała, rozglądając się niepewnie.
    Muzyka się zmieniła. Usłyszała zupełnie inną melodię i powoli zaczęła kołysać się w jej takt. Co prawda do irlandzkiej było jej daleko, ale przynajmniej dało się przy niej tańczyć. Czarownica uniosła się delikatnie na palcach, poruszając się w tempie płynącej melodii. Z każdym krokiem zyskiwała coraz więcej pewności siebie, a spojrzenia mężczyzn skupiały się wyłącznie na niej. Już nie gwizdali, tylko patrzyli, podchodząc pod samą scenę.
    Ciara uśmiechnęła się, obróciła, lekko podskoczyła, tańcząc coraz żywiej i śmielej. Czuła na sobie pełne podziwu spojrzenia i przez chwilę pomyślała, że da radę tańczyć tak przez cała noc. A w następnym momencie zerknęła w bok i nagle zatrzymała się w pół kroku. Brunetka właśnie zdjęła górną część stroju, ukazując nagi biust.
    Mężczyźni obserwujący taniec wyglądali jak wyrwani z transu. Zaczęli gwizdać, krzyczeć, by tańczyła dalej, inni poganiali ciemnowłosą tancerkę, by zdjęła coś jeszcze. Po drugiej stronie Ciary dziewczyna o niebieskich włosach została w samej bieliźnie i właśnie krążyła wokół stalowej rury, wyginając ciało w bezwstydny sposób.
    Ciara była tak zdumiona i zbulwersowana, że przez chwilę patrzyła na dziewczyny z niedowierzaniem. Zdała sobie sprawę, że nie chodziło o zwykły taniec. Miała pokazać tym mężczyznom swoje wdzięki. Nie mieściło jej się w głowie, że można aż tak się obnażyć. Jak mogła dać się wciągnąć w coś tak nieprzyzwoitego?!
    - Hej, cukiereczku, tańcz dalej i ściągaj ciuszki! - zawołał ktoś. Reszta poszła w jego ślady.
    Ciara zacisnęła usta i zbiegła ze sceny, powstrzymując łzy upokorzenia. Zanim dotarła do przebieralni, zatrzymała ją Serafina.
    - Co ty wyprawiasz? Wracaj tam.
    - W życiu! Oni chcieli, żebym się rozebrała! - zawołała.
    - Jesteś w klubie Go-Go, tutaj tancerki się rozbierają. W Irlandii nie macie takich miejsc? - Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. - Jeśli chcesz bilet do domu, wracaj na scenę.
    - Mam tańczyć nago?! - Ciara spojrzała na Serafinę z oburzeniem. Odwróciła się w stronę sceny, gdzie nadal tańczyły dwie dziewczyny w samych tylko majtkach. Stojący pod sceną mężczyźni krzyczeli coś i wyciągali ręce w ich stronę. - Nie będę się obnażać, jestem przyzwoitą dziewczyną!
    - W takim razie nie dostaniesz biletu.
    - Znajdę inny sposób. - Ciara wyminęła kobietę i ruszyła w stronę wyjścia. Przeszła przez klub, marząc o chwili, gdy znajdzie się na zewnątrz, z dala od bezwstydnych kobiet i grubiańskich mężczyzn.
    Wtem ktoś złapał ją w pasie i obrócił. Jakiś przystojny mężczyzna w białej koszulce i dżinsowych spodniach uśmiechnął się do niej, pochylił do jej ucha i zawołał, przekrzykując głośną muzykę:
    - Jesteś wspaniałą tancerką. Ci durnie nieładnie cię potraktowali, wzięli cię za striptizerkę. Nie przejmuj się. Napijesz się czegoś?
    Jak na zawołanie, Ciara poczuła uścisk w żołądku. Z jednej strony chciała stąd wyjść. Ale z drugiej... co miała ze sobą zrobić? Tutaj przynajmniej miała dach nad głową, a ten mężczyzna wydawał się bardzo miły. Niepewnie pokiwała głową.
    - To chodź. - Złapał ją za rękę i zaprowadził do lady, gdzie usiadł na wysokim stołku. Dziewczyna zajęła stołek obok niego i rozejrzała się. Jej uwagę przyciągnęło mnóstwo butelek ustawionych w równych rządkach, a barman najwyraźniej doskonale wiedział, gdzie co stoi, bo bez wahania sięgał po odpowiednią butelkę.
    Spojrzała na mężczyznę, który ją zaczepił. Był niewiele wyższy od niej, miał brązowe włosy, a do tego przystojne rysy twarzy i ładny uśmiech.
    - Lubisz drinki? Co powiesz na malibu z mlekiem?
    - Nie mam pieniędzy – odpowiedziała szczerze.
    - To żaden problem, ja stawiam.
    Czarownica znów pokiwała głową, zastanawiając się, czym jest ten drink. Mleko brzmiało kusząco. Postanowiła, że napije się, podziękuje i sobie pójdzie. Co prawda szklanka mleka to żaden posiłek, ale może przynajmniej na chwilę zapomni o ssaniu w żołądku.
    Mężczyzna zamówił drinka i po chwili przed Ciarą stanął duży kieliszek z ciekawie wyglądającą zawartością. Upiła łyk i uśmiechnęła się lekko. A więc to jest drink, pomyślała. Wypiła go szybko. Żołądek przestał wariować, a napój jej smakował. W głowie poczuła lekkie szumienie.
    - Jestem Mark, a ty?
    - Ciara. - Sięgnęła po następny drink, który przed nią postawił. Tym razem był zielony i smakował nieco inaczej, ale wypiła go bez wahania. Mark pił równo z nią. Czarownicy znacznie poprawił się nastrój. Uśmiechnęła się i spojrzała na butelki. Poczuła napływającą moc i w tym momencie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
    Dziewczyna zerwała się gwałtownie, przestraszona tym, co zrobiła. Nigdy wcześniej nie przydarzyło jej się coś takiego. Czyżby te drinki były magicznymi eliksirami, powodującymi niekontrolowane wybuchy mocy? Poczuła, jak Mark otacza ją ramieniem.
    - Nie martw się, pewnie półka była źle przymocowana. Chodź. - Pociągnął ją na parkiet. Ciara zamglonym wzrokiem spojrzała jeszcze na zaskoczonego barmana i podążyła za Markiem.
    Zawirowała w tańcu. Dym przestał być dokuczliwy, muzyka zrobiła się przyjemna, a ręce, które ją otoczyły, ani trochę jej nie przestraszyły. Położyła swoje dłonie na ramionach mężczyzny i poruszała się rytmicznie w takt muzyki. Kiedy rytmy przyśpieszyły, zaczął ją obracać w tańcu. Jak przez mgłę pamiętała, że miała gdzieś iść. Ale dokąd? Nie miała przecież gdzie spędzić nocy. Może Mark jej pomoże...
    Muzyka znowu się zmieniła. Mark objął ją w pasie, kołysząc się z nią. Ciara roześmiała się głośno. Czuła się taka lekka, swobodna, bez żadnych trosk czy kłopotów... Zauważyła, że muślinowa spódnica krępuje jej ruchy. Po co ją właściwie założyła, skro ma pod nią drugą, tę różową...? Pozbyła się jej bez wahania, a Mark poparł jej decyzję. Sięgnął po apaszkę na jej szyi i rozwiązał ją. Chustka poleciała gdzieś w tłum. Ciara roześmiała się cicho. Mężczyzna trzymał ją przy sobie, kołysząc się w tańcu. Poczuła nagły przypływ zmęczenia. Oparła lekko głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy. Wszystko szumiało, obraz się rozmazywał. Nie czuła już głodu, nie było jej zimno ani gorąco. Było w sam raz. Czuła, że mogłaby tak godzinami tańczyć bez żadnej przerwy. Ocknęła się dopiero, kiedy poczuła ręce mężczyzny na swoich pośladkach. Pod spódniczką.
    Odzyskując nagle świadomość, odepchnęła go gwałtownie. I znów przypadkowo użyła mocy. Mężczyzna poleciał na tańczących obok, kilka osób się przewróciło. Korzystając z zamieszania, które wywołała, czarownica ruszyła do ucieczki. Przepychała się między tańczącymi parami, co chwila tracąc równowagę. W końcu zatrzymała się zdezorientowana. Gdzie było wyjście? Rozglądała się wokół, ale widziała tylko kolorowe światełka, latające po całej sali. Skupiła się, wyszeptała zaklęcie i nagle wszystkie światła skierowały się w stronę drzwi. Ruszyła tam pospiesznie i zderzyła się z kimś. Spojrzała w górę, przestraszona, że to może być Mark. Odetchnęła z ulgą. To nie był on. Próbowała sobie przypomnieć, skąd zna mężczyznę, który stał przed nią i kiedy zrozumiała, uśmiechnęła się szeroko. Brązowe oczy, ciemne włosy. Jej wybawca spod pojazdu. Stał i patrzył na nią. Czyżby też ją pamiętał?
    - Nie zdążyłam ci podziękować – krzyknęła mu do ucha.
    - Podziękować? - Brunet uniósł brwi. - Aaa, no tak. To ty próbowałaś wskoczyć pod ciężarówkę. Teraz wyglądasz trochę... inaczej. - Zlustrował ją wzrokiem.
    - Tak, ja... - urwała, próbując zebrać myśli. Poczuła, jak żołądek jej wariuje. Przyłożyła rękę do brzucha, próbując powstrzymać mdłości. Świat przed jej oczami zawirował. Zachwiała się i straciła równowagę, ale poczuła, jak ktoś ją łapie. Silne męskie ręce postawiły ją z powrotem na nogi. Oparła się na czyimś ramieniu, starając się utrzymać równowagę.
    - Dobrze się czujesz? Może powinnaś wyjść na zewnątrz?
    Ciara pokiwała głową i pozwoliła się wyprowadzić. Gdy minęli ochroniarzy, odetchnęła świeżym powietrzem i spojrzała na swojego wybawcę.
    - Znów mi pomagasz – mruknęła, próbując się uśmiechnąć. Mdłości spowodowały, że zgięła się w pół, starając się nie zwrócić zawartości żołądka. Torsje okazały się zbyt silne. Upadła na kolana i zwymiotowała. Mężczyzna podał jej chusteczkę; kiedy doprowadziła się do porządku, podniósł ją na nogi.
    - Na to wygląda – mruknął, przytrzymując czarownicę, żeby ponownie się nie przewróciła. - Chyba przesadziłaś z alkoholem, tancereczko. Zamówię ci taksówkę. Gdzie mieszkasz?
    - Daleko... - odparła Ciara i nagle ogarnęła ją niepohamowana senność. Powieki zrobiły się ciężkie, jakby ktoś położył na nich kilkadziesiąt sztuk żelaza, a mięśnie wiotkie i bezsilne. Brunet zdążył ją złapać, nim upadła.
    - Cudownie – burknął, kładąc ją na ławce. I co miał z nią teraz zrobić? Miał zamiar po prostu zamówić jej taksówkę i wrócić do klubu. Tymczasem ta wyraźnie pijana dziewczyna, co prawda świetna tancerka i najwyraźniej nie striptizerka, skoro nie zrzuciła ubrań na scenie, obecnie spała w najlepsze na ławce pod klubem.
    Właściwie to powinien ją tak tutaj zostawić. Nawet jej nie znał, ani razu z nią nie zatańczył i właściwie nie widział powodu, dla którego miałby wziąć za nią odpowiedzialność.
    Nie, nieprawda. Znał powód. Zaklął pod nosem, wiedząc już, że jej tutaj nie porzuci na pastwę złodziei i gorszych szumowin. Nie chodziło nawet o to, że już raz ją uratował, choć początkowo nie poznał w niej tej zdezorientowanej dziewczyny, której o mało nie przejechała ciężarówka. Drobna nieznajoma przypomniała mu o innej kobiecie, której nie widział od tak dawna. Gdyby znalazła się w takiej sytuacji – a było to bardzo prawdopodobne – nie chciałby, żeby ktoś zostawił ją pijaną na ławce.
    Westchnął i wziął ją na ręce. Była lekka, bez problemu zaniósł ją do swojego auta. Zatrzymał się przed nim, wyjął kluczyki i otworzył granatowego volkswagena, po czym ostrożnie ułożył Ciarę na tylnym siedzeniu, sam zaś usiadł za kierownicą.

    Joe Hudgens zazgrzytał zębami z wściekłości, gdy brunet wsadził jego ofiarę do samochodu. A już mu się wydawało, że zostawi ją na ławce i wróci do klubu. Zamiast tego, wsiadł za kółko i odjechał. Może to jej znajomy? Pośpiesznie zerknął na tablicę rejestracyjną. Światła reflektorów oświetliły ją na chwilę, a wtedy Joe bez problemu zapamiętał numery. Teraz wystarczy tylko uruchomić znajomości i znaleźć adres. Pieniądze ma, więc to żaden problem. Koniec na dziś. Zwierzyna mu się wymknęła, ale nie na długo. Jutro dokończy polowanie.

    Ian zatrzymał się przed blokiem. Mieszkał sam, wynajmował niewielkie mieszkanie i generalnie starał się utrzymywać porządek, gdyż czasem zdarzało mu się zaprosić jakąś atrakcyjną kobietę. Dzisiaj poszedł na dyskotekę w tym samym celu, jednak zamiast gorącej kochanki postanowił przynieść do domu roztańczoną dziewczynę, którą tego samego dnia uratował przed kołami ciężarówki. Tym razem zamiast żółtej sukni miała na sobie śmieszny, różowy strój, w którym wyglądała jak Barbie. W dodatku była pijana na umór.
    Ostrożnie wyniósł śpiącą dziewczynę z samochodu i stanął przy windzie. Zaklął, gdy okazała się nieczynna. Westchnął z rezygnacją, przerzucił niedoszłą tancerkę przez ramię i zaniósł ją na piąte piętro po schodach.
    Dobrze, że nie jest ciężka, a ja mam dobrą kondycję, pomyślał, otwierając drzwi. Zatrzymał się w progu i zastanawiał przez chwilę. Blondynka nieszczególnie ładnie pachniała, więc niewiele myśląc, zaniósł ją do łazienki, przemył twarz, dekolt i przeniósł do sypialni. Rozebrał ją do bielizny, ubrał w jedną ze swoich koszul, która sięgała jej prawie do kolan i położył w pościelonym wcześniej łóżku. Przez cały ten czas Ciara nie otworzyła oczu, czasem tylko szeptała coś niezrozumiale.
    Ian skierował się do kuchni i otworzył lodówkę. Nie był głodny, więc napił się tylko kilka łyków coli, zamknął lodówkę i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę i wrócił do pokoju. Popatrzył na śpiącą dziewczynę i pokręcił głową. Miał nadzieję, że nie będzie żałował swojego impulsywnego postępowania.
    Miał tylko jedno łóżko i oczywiście nie miał zamiaru spać na fotelu. Położył się obok dziewczyny. Łóżko było na tyle szerokie, że bez problemu zmieściłyby się na nim ze trzy, albo i cztery takie blondyneczki. Ian uśmiechnął się lekko i przyglądał jej przez chwilę. W końcu stwierdził, że do rana się nie obudzi i odwrócił do niej plecami. Miał tylko nadzieję, że nie przyprowadził żadnej narkomanki ani złodziejki. Kto wie, co ukrywała dziewczyna.
    Zobaczymy, zdążył jeszcze pomyśleć, zanim zapadł w sen.

    Shane'a obudziła wilgoć na twarzy. Podniósł głowę, wycierając mokry policzek z rosy. Powoli wstał, rozciągając obolałe mięśnie. Spojrzał w niebo. Pierwsze promienie słońca zawitały w Ciunas. Mężczyzna ruszył w stronę domu. W głowie miał pustkę. Nie wolno mu było się poddać, a jednak... Co mógł zrobić? Nic. Zupełnie nic. On, Shane O'Connell, po raz pierwszy w życiu był zupełnie bezradny.
    Szedł powoli, a jego myśli wciąż wracały do wspomnień. Ciara uciekająca przed nim z radosnym śmiechem. Siobhan, którą uczył walczyć. Ciara, całująca go, gdy ją złapał. Siobhan, złoszcząca się na Rufusa i ciskająca w niego, Shane'a, poduszką, kiedy się z niej śmiał. Ciara...
    - Przecież wiemy, gdzie jest Ciara!
    Zatrzymał się gwałtownie. Stał pod domem Dervil. Bez wahania podszedł pod okno, nasłuchując.
    - Tak, wciąż jest w Los Angeles – rozległ się głos przewodniczącej. - Ale Siobhan... odkryłam potężną moc.
    - Wszystko się pokomplikowało – odparła Aoife. - I co teraz? Nie możemy przecież siedzieć bezczynnie i czekać...
    Shane nie słuchał już dłużej. Bez wahania, nie zawracając sobie głowy pukaniem, wpadł do domu Dervil. Obie czarownice zerwały się na jego widok.
    - To prawda? Odkryłyście, gdzie jest Ciara? Słyszałem nazwę, Los Angeles.
    - Podsłuchiwałeś? - Dervil zrobiła krok w jego stronę. Jej włosy zafalowały, gdy energicznie potrząsnęła głową. Patrzyła na Shane'a wściekłym wzrokiem.
    - Nie, to nie tak... Przechodziłem przypadkiem i usłyszałem, że dziewczęta są w Los Angeles... - Popatrzył pytająco na obie czarownice.
    - W porządku. - Aoife złapała Dervil za ramię i posłała jej uspokajający uśmiech. - Shane nie chciał podsłuchiwać. Ani wpaść bez pukania, po prostu się zapomniał. - Zerknęła na niego karcąco. - Tak, dobrze usłyszałeś – dodała. - Ale nie możemy jeszcze po nie posłać. To zbyt niebezpieczne.
    - Pojadę tam. - Oczy blondyna rozbłysły nadzieją. W końcu mógł coś zrobić. Mógł działać. Wyruszyć na poszukiwania ukochanej i przyjaciółki.
    - Nie możesz. - Dervil przybrała obojętny wyraz twarzy i usiadła w fotelu. - Nikomu nie wolno wyjść poza mury Ciunas, to zagroziłoby naszemu miasteczku.
    Shane spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.
    - Przecież nikomu nie powiem, skąd pochodzę! Będę udawał człowieka spoza Ciunas. Pójdę po nie. Pozwólcie mi. Ktoś musi je przyprowadzić, prawda? Nie złamały prawa, nie opuściły miasteczka bezprawnie, ktoś je tam wysłał!
    - Owszem, nie złamały prawa, dlatego mogą wrócić. Ale zrozum. - Dervil oparła się o siedzenie fotela, Aoife zaś stała, oparta o ścianę, ze splecionymi na piersi ramionami, a na jej twarzy malowały się mieszane uczucia. - Jeśli pozwolę tobie, każdy będzie mógł zażądać tego samego. Przez tyle wieków ukrywaliśmy się przed ludźmi, przed łowcami, którzy tylko czyhają, żeby odkryć nasze miasteczko i nas pozabijać. Nikt nie wyszedł poza Ciunas i nikt z zewnątrz nigdy tu nie wszedł. To prawo, którego nie wolno nam złamać.
    Shane przez chwilę patrzył w stanowcze oczy Dervil, a dłonie zacisnął w pięści.
    - To znaczy, że mamy je zostawić? Uznać za zmarłe? - W jego głosie wyraźnie słychać było ledwo hamowaną wściekłość.
    - Nie zostawić. - Aoife wyszła o krok do przodu. - Tylko ta, co je wysłała, może sprowadzić je z powrotem. Znajdziemy ją i wtedy pomyślimy, co dalej.
    - I mamy czekać bezczynnie? To może potrwać wieki, do tej pory coś może im się stać... - Shane pokręcił głową, po czym ukląkł na jedno kolano i pochylił głowę. - Proszę cię, Dervil, pozwól mi po nie wyruszyć – powiedział do niej. Był gotów błagać, byle uzyskać zezwolenie. - Proszę. Pojadę do tego Los Angeles i sprowadzę je z powrotem.
    - Przykro mi, nie mogę. Jeśli opuścisz mury miasta, Shane'ie O'Connell, nie będziesz mógł wrócić. Takie jest nasze prawo i nie wolno mi go zmieniać.
    Shane spojrzał na Aoife, która jednak pokręciła tylko bezradnie głową. Zacisnął usta i wstał. Patrzył na Dervil wzrokiem pełnym pretensji, ale nie powiedział już ani słowa. Cóż miał rzec wobec decyzji najpotężniejszej czarownicy w Ciunas? Odwrócił się i wyszedł.
    Ruszył w stronę domu MacCoinneach'ich. Zapukał i kiedy Eileen otworzyła, już od progu rzucił:
    - Wiem, gdzie jest Ciara.
    - Wejdź. - Czarownica wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Przeszli do salonu, gdzie siedział ojciec Ciary, jak również rodzice i babcia Siobhan. - Shane dowiedział się, gdzie są dziewczęta – oznajmiła głosem pełnym nadziei.
    - Dervil odkryła, że znajdują się w Los Angeles – wyjaśnił i opowiedział o rozmowie z przewodniczącą i opiekunką. - Potrzebuję waszej pomocy. Muszę wydostać się z miasteczka.
    - Grainne – rzekła krótko Eileen i wyszła pośpiesznie z domu.
    - Jako jedna z nielicznych zna wyjście z Ciunas – wyjaśniła Triona, babka Siobhan. - Znają je jedynie członkowie Rady. I tylko ona jedna może zgodzić się pokazać je tobie... Ale musisz się odpowiednio przygotować. Świat na zewnątrz jest bardzo niebezpieczny...
    - Poradzę sobie – odrzekł Shane pewnym siebie głosem.
    Chwilę później wróciła Eileen, prowadząc oszołomioną nieco Grainne.
    - To powiesz mi w końcu, o co chodzi? - domagała się czarownica, wchodząc do salonu. Przebiegła wzrokiem po siedzących i zatrzymała na Shane'ie. - Co ty znowu wymyśliłeś, chłopcze? - zapytała z niepokojem w głosie.
    - Dziewczęta są w Los Angeles. - Blondyn streścił krótko to, czego się dowiedział i popatrzył na nią z napięciem. - Wskaż mi tylko wyjście z miasteczka.
    - Dervil powiedziała, że nie będziesz mógł wrócić – zaprotestowała Grainne. - Powiedzmy, że je odnajdziesz i sprowadzisz do domu. Tylko co dalej? Ty nie wrócisz. Łamiąc prawo, skarzesz się na wygnanie. Może ci się uda, może je uratujesz, ale jeśli Ciara wróci, a ty nie, to i tak nie będziecie mogli być razem.
    W pokoju zaległa cisza. Wszyscy patrzyli na Shane'a. To do niego należała teraz decyzja. Mężczyzna wiedział, że nikt go nie będzie przekonywał, nie powie mu: idź. Wyjście oznaczało wygnanie. Miał prawo zostać i nikt nie mógł mieć o to do niego pretensji.
    Ale Shane już dawno podjął decyzję. Gdyby został, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nie wyobrażał sobie życia bez Ciary tu, w Ciunas. Nieważne, co będzie potem, gdy już ją sprowadzi. Jego ukochana była w niebezpieczeństwie i Shane był gotowy na wszystko, byle jej pomóc.
    Nawet na wygnanie.
    - Najważniejsze, że Ciara będzie bezpieczna. Nie zostawię jej ani Siobhan. - Podniósł głowę i popatrzył na obecnych. - Odnajdę je. Macie moje słowo.
 
 
 

3 komentarze:

  1. Albo wpadnie pod pierwszy napotkany samochód ;)
    Pojawił się i Ian, akcja się rozkręca :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, od początku wiedziałam, że za nimi pójdzie. Tylko... To naprawdę okrutne, że nie będzie mógł wrócić :(.
    Naprawdę przykre.
    Ian, podobnie jak Sam, jest całkiem przyjaznym mężczyzną. Dobrze, że Ciara na niego trafiła. Chyba.
    Trochę mi się przykro zrobiło, jak Ciara zobaczyła tę parę przed klubem i uznała, że to narzeczeni, choć jasne było, że raczej tak nie jest :/.
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę.

    https://opowiadania-by-damayanti.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń